środa, 24 lutego 2016

Tęsknię za pisaniem i DZIAŁAM

Minęło pół roku od mojego ostatniego wpisu i właśnie dziś spontanicznie przyszłam tutaj z krótką relacją z mojego świata. 
Niby dużo się od tamtego czasu nie zmieniło (ta sama praca, ten sam mąż, ta sama nadwaga), ale z drugiej strony zmieniło się to, co najważniejsze: moje podejście. 

Chyba nigdy dotąd nie miałam w sobie tyle energii do zmian, ani takiego pędu do samorozwoju. Nie wiem skąd się to wzięło, ale nabrałam w ostatnim czasie takiej mocy i takiej wiary w siebie, że naprawdę nie ma dla mnie rzeczy niemożliwych. Jestem przekonana, że zrealizuję wszystkie moje plany na ten rok. 

Każdego dnia daję z siebie 100% i po prostu mi się chceeee!!!!! To jest naprawdę niesamowite, nie potrzebuję się zmuszać nawet do najnudniejszych pod słońcem zadań, po prostu je wykonuję, wykreślam z listy i idę dalej. Wszystko, co przybliża mnie do osiągnięcia celu jest ważne. 

Myślę, że to kwestia ustawienia sobie priorytetów w odpowiedniej kolejności oraz wyrobienia nawyku działania zamiast nawyku szukania wymówek. 
Na ten moment nie jestem w stanie napisać jak ten stan osiągnąć. Mam wrażenie, że u mnie to się stało samo (aczkolwiek, po pierwsze, nie wiem ile to potrwa, po drugie, nadal od czasu do czasu czytam coś na temat motywacji i produktywności). Może po dłuższym zastanowieniu napiszę na ten temat coś więcej. 

Konkrety - czyli nad czym obecnie pracuję:
- w ostatnich miesiącach nabyłam sporo nowych kompetencji w pracy, mam dużo większy zakres obowiązków, uczę się nowych rzeczy, cieszę się też coraz większym zaufaniem przełożonych przez co coraz więcej decyzji mogę podejmować samodzielnie, wszystko to składa się na mój plan dostania kolejnego awansu do końca tego roku
- przez totalny przypadek chyba odkryłam branżę, w której w przyszłości chciałabym pracować, zamierzam zajmować się nadal tym, co teraz (a raczej tym, czym mój szef obecnie się zajmuje ;)) ale w innej branży, to odkrycie dało mi kolejnego kopa do poszerzania zakresu moich kompetencji
- kupiliśmy mieszkanie :D i niedługo będziemy je urządzać, jestem mega szczęśliwa, choć także nieco przerażona, bo totalnie nie znam się na urządzaniu wnętrz, póki co intensywnie szukam stylu / klimatu, w którym chciałabym urządzić mieszkanie
- pracuję intensywnie i bez wymówek nad moją sylwetką: ćwiczę (trening siłowy + basen) oraz zdrowo się odżywiam, jako że ze zrzuceniem nadwagi mam odwieczny problem, jestem też obecnie pod opieką psychodietetyka, który krok po kroku przepracowuje ze mną wszystkie emocje i przyczyny, dla których chcę być gruba (oczywiście NIE CHCĘ, ale że cały czas sabotowałam moje starania, to oznacza, że jakaś część mnie z jakiegoś powodu jednak chce być gruba, szukamy teraz tego powodu), to są mocno skomplikowane dla mnie sprawy, temat na dłuuugą opowieść
- bardziej niż zwykle dbam o moją cerę i włosy, wreszcie znalazłam najlepszy na świecie gabinet kosmetyczny, w którym pracują naprawdę mądre i inspirujące osoby, dodatkowo panie są tak mega zadbane, że aż wstyd mi czasami... Chętnie oddałabym się całkowicie w ich ręce, ale na to niestety nie mam pieniędzy. 
- od marca wracam do prowadzenia auta, na początek kilka - kilkanaście godzin z instruktorem (prawo jazdy mam od 10 lat i tylko na początku sporo jeździłam, obecnie prowadzę tylko raz na kilka miesięcy), a potem będę śmigać sama


Mam bardzo mało czasu na leniuchowanie, czasem również za mało na sen. Ale działam, bo wszystko co robię naprawdę mi się podoba, wizja sukcesów osładza mi wszystkie przykre obowiązki i na razie jest super :) 
Muszę przyznać, że tęsknię trochę za pisaniem, więc jest szansa, że zacznę tu bywać częściej, nawet gdybym miała być swoim jedynym czytelnikiem, to chcę wrócić :)
:*

sobota, 27 czerwca 2015

Żyję i jeszcze tu wrócę!

Nie pisałam tu od marca, to długo nawet jak na mnie. Mam gdzieś zapisanych kilka wpisów, które przez ten czas przygotowałam, ale jakoś po czasie nie widziałam sensu w ich publikowaniu. 
Co u mnie? W wielkim skrócie blog odpuściłam sobie przez moją kiepską kondycję psychiczną i fizyczną, która gnębiła mnie od kwietnia do końca maja. Było mnóstwo stresu w pracy, ale wszystko przez moje niedociągnięcia spowodowane, a jakże, lenistwem... Byłam przez ten czas tak rozlazła życiowo, że naprawdę niewiele miałam do powiedzenia w kwestii organizacji. Zjadła mnie rutyna, monotonia i niezadowolenie z siebie. Odżywam powoli od początku czerwca. Przez ten czas:
- dostałam awans w pracy
- przeszłam na dietę oczyszczającą dr Dąbrowskiej (-5 kg jak dotąd)
- dowiedziałam, że nie mamy szans na kredyt w takiej wysokości jakiej potrzebujemy (na mieszkanie)
- zaczęłam stopniowo ogarniać swoją szafę, wstępnie zdefiniowałam swój styl i przygotowałam listę zakupów

Jednym słowem, poza awansem, nic szczególnego się u mnie nie dzieje. Ale jest mi z tym dobrze, ponieważ bardzo potrzebuję skupić się na najważniejszych dla mnie sprawach, nie gonić za nowymi wyzwaniami, marzeniami. Trochę odpocząć od mojej cholernej ambicji. 

Wrócę tu wkrótce!

sobota, 14 marca 2015

Kolejne 2 tygodnie wyzwania

Dzień 13 i 14  - 28 lutego, 1 marca

Wreszcie weekend poza Krakowem! Odpoczęłam! I to jest najważniejsze :) Zebrałam siły na wiosnę, którą planuję spędzić bardzo aktywnie :) 
PIERWSZY OD DAWNA CAŁY WEEKEND OFFLINE 


Dzień 15 - dzień 26 - 2 marca - 13 marca

Nie mam codziennych relacji z tych dwóch tygodni :/ Zupełnie nie miałam do tego głowy. Mam bardzo ciężki okres w pracy (jak nigdy dotąd!) - spotkania z "wszystkimi świętymi", wyjazdy służbowe i PMS mojej szefowej... Po powrocie z pracy wieczory spędzałam głównie gapiąc się w ścianę, jak zombie. Jestem zmęczona na maxa. Marzec miał być bardzo produktywny, tymczasem poza pracą nie robiłam w zasadzie nic. 
Na szczęście udało mi się właśnie zamknąć 2 duże projekty, teraz powinno być już trochę lżej. Bardzo miłym uwieńczeniem tego okresu (bo naprawdę liczę, że to już koniec takiej harówki) było nasze piątkowe wyjście do teatru :)


Stay tuned :) Jeszcze 3 tygodnie do końca wyzwania! :)

piątek, 27 lutego 2015

Kolejne dni ograniczania siedzenia przed komputerem


22 lutego, dzień 7 

Niedziela prawie offline (obejrzane 2 filmy z mężem, ale zero Facebooka, Pudelka, blogów). Wybraliśmy się na kilkugodzinny spacer, a potem zjedliśmy pyszne burgery na Kazimierzu. 


23 lutego, dzień 8

W pracy awaria Internetu. Wymowne :)


24 lutego, dzień 9

Zapomniałam zanotować... pewnie oglądaliśmy serial ("Fall" - polecam!!)


25 lutego, dzień 10

Wróciłam do domu bardzo późno, nie włączałam komputera.


26 lutego, dzień 11

Również byłam późno w domu, obejrzałam jeden odcinek serialu przed snem, oprócz tego bezkomputerowo.


27 lutego, dzień 12

Dziś dzień sprzątania, ale takiego porządnego - bez oglądania niczego w tle, tylko muzyka! Weekend spędzamy poza miasta, na 100% nie usiądę do komputera przez te 2 dni!


Gwoli przypomnienia - staram się po prostu ograniczyć siedzenie przed komputerem w czasie wolnym od pracy :) Wyzwanie trwa do Wielkanocy.
Ten tydzień poszedł jednak nieco gorzej niż poprzedni, wszystko przez to, że wciągnęliśmy się w oglądanie serialu... nadal jednak nie przeglądam bezmyślnie facebooka, pudelka itd. Czyli progres jest ;) 



sobota, 21 lutego 2015

Pierwsze 6 dni wyzwania - relacja nr 1

16 lutego, dzień 1

Początek wyzwania. Napisałam informację na blogu o moim eksperymencie, i na tym zakończyło się moje dzisiejsze siedzenie przed kompem. Było łatwo, ponieważ jestem w trakcie czytania niezwykle wciągającej książki, i to z nią spędziłam mój wieczór. Niestety poza czytaniem nie zrobiłam nic pożytecznego ani przyjemnego. Mój mąż zdziwił się gdy na pytanie czy ma wyłączyć komputer odpowiedziałam twierdząco

17 lutego, dzień 2

Ostatnie piwo, ostatnie ciacho, ostatni cheeseburger. Uświadomiłam sobie, że już jutro zaczyna się Wielki Post i jak zwykle w tym czasie nie będę jeść słodyczy, słonych przekąsek, fast foodów i pić alkoholu. W związku z tym dziś była uczta, a od jutra - prawdziwa asceza ;) Mój odwyk internetowy przedłużam także do świąt. 

18 lutego, dzień 3

Dziś obejrzałam kilka filmów na youtube - mój mąż był w tym czasie w pracy, a ja podczas oglądania składałam ubrania :) Zrobiłam listę zapasów kuchennych i bazując na nich ułożyłam menu na prawie cały tydzień. 

19 lutego, dzień 4

Posprzątałam łazienkę, wyczyściłam buty, pozmywałam naczynia, zrobiłam kilka miłych dla mojej cery domowych zabiegów. Całkiem efektywne popołudnie! Późnym wieczorem obejrzałam kilka (krótkich) odcinków pewnego rosyjskiego serialu komediowego - nauka (rosyjskiego) przez zabawę… ;)

20 lutego, dzień 5

Wróciłam do domu bardzo późno, obejrzałam film z mężem i... padłam. 

21 lutego, dzień 6

Przede mną bardzo kurodomowa sobota. Muszę ogarnąć mieszkanie,zrobić pranie, zrobić zakupy, ugotować pyszny obiad, który obiecałam mężowi od kilku dni ;) (dorada :)) Robię też sałatkę na dzisiejszą wizytę u znajomych. Wstałam o 7, więc powinna spokojnie się ze wszystkim wyrobić, ale na siedzenie w Internecie czasu (na szczęście) nie mam.

Po tych kilku dniach kontrolowania czasu spędzonego przed komputerem, widzę same pozytywne efekty. Czas mi w tym tygodniu nie przeciekał aż tak bardzo przez palce. Oby tak dalej! 


poniedziałek, 16 lutego 2015

MIESIĘCZNE WYZWANIE - OFFLINE - OGRANICZAM INTERNET DO MINIMUM

Ostatnio narzekam na brak czasu. Staram się robić małe kroczki w stronę realizacji moich tegorocznych planów, ale zupełnie brakuje mi czasu na dom, dla siebie, na przyjemności, dla bliskich. Od poniedziałku do piątku pracuję, po pracy uczę się angielskiego (2 razy w tygodniu), czasami ćwiczę, ogarniam dom. Ale do tego wszystkiego muszę się zmuszać. Do dłuższej rozmowy przez telefon z przyjaciółką czy relaksującej kąpieli w wannie – również. Tego typu sprawy zawsze odkładam na weekend. 

Właściwie to mam wrażenie, że moje życie zaczyna się i kończy w weekend. W tygodniu zwyczajnie trwam odliczając dni i godziny do wolnego dnia. Każdy wolny dzień natomiast mija mi dosłownie w kilka godzin i nigdy nie robię wszystkiego, co zaplanowałam.


Czym to jest spowodowane? Po części moim fatalnym nastawieniem do życia od weekendu do weekendu. Owszem, mam angażującą, czasami stresującą pracę, ale znowu nie aż tak, żeby przez 5 dni żyć tylko nią, odkładając inne sprawy „na potem”…

Oprócz tego, winowajcą jest sposób w jaki spędzam większość mojego wolnego czasu – czyli siedzenie w Internecie. Czytam blogi (mnóstwo), przeglądam Facebooka (ale zwykle nie znajduję tam nic interesującego), czytam wiadomości, oglądam amerykańskiego youtuba. Czasami boję się wyłączyć komputer żeby mnie nic ważnego nie ominęło (co niby…?) Początki uzależnienia?

Czas w Internecie leci szybciej, do weekendu coraz bliżej, sterta naczyń w zlewie nie rzuca się w oczy gdy jestem wpatrzona w ekran, gotować się nie chce – szkoda na to czasu, można przecież tyyyle przeczytać.
Masakra.

Spędzam swój wolny czas w naprawdę kiepski sposób. Chcę się ogarnąć. Ale tym razem zamiast siedzenia do 3 nad ranem żeby się ze wszystkim wyrobić (czasem mi się zdarza dostać mega wyrzutów sumienia gdy już odkleję się od monitora, wtedy nadrabiam rzeczywistość) – postanawiam znacznie ograniczyć czas spędzony w Internecie.

Zaczynam dziś (zaraz po opublikowaniu tego wpisu), kończę dokładnie za miesiąc – 16 marca. Będę codziennie zapisywać co robiłam zamiast siedzenia przed komputerem po pracy (bo w pracy i tak siedzę przed nim 8 godzin, mam też wtedy możliwość sprawdzenia wszystkich newsów i innych potrzebnych informacji).
Raz na jakiś czas (pewnie raz w tygodniu) będę tutaj publikować moje relacje i spostrzeżenia.

Nie zarzekam się, że przez ten miesiąc nie włączę ani razu komputera. Nie o to mi chodzi. Chcę po prostu ciekawiej, bardziej pożytecznie spędzać mój wolny czas. Chcę też odpocząć (nie oszukujmy się, nie odpoczywam czytając pierdoły w sieci, wbrew pozorom to nie jest aż tak relaksujące).



Ograniczam Internet na rzecz życia, zwykłej banalnej codzienności offline. Czas – start! 

sobota, 31 stycznia 2015

Harmonogram sprzątania

Jestem bałaganiarą, a jednocześnie uwielbiam przebywać w czystych i niezagraconych przestrzeniach. Jak żyć?!
Zmysł estetyczny na szczęście zwykle góruje nad moim lenistwem i zmuszam się do regularnych porządków w mieszkaniu. Sprzątać oczywiście nie lubię. Staram się to robić „przy okazji”: gdy coś gotuję i muszę tego pilnować to w międzyczasie zmywam, układam naczynia, porządkuję przyprawy. Składam ubrania i prasuję tylko i wyłącznie podczas oglądania filmów. Wannę myję po peelingu kawowym. Dzięki temu sprzątanie nie jest dla mnie tak bardzo uciążliwe. Ale takie porządki mimochodem to jednak za mało aby utrzymać mieszkanie w czystości…

Postawiłam sobie za punkt honoru tak zorganizować prace domowe, aby nasze mieszkanie zawsze było posprzątane - gotowe na przyjęcie niezapowiedzianych gości. Chodzi tu głównie o to, aby obowiązki się nie kumulowały… żebym nie musiała całej soboty spędzać na sprzątaniu. Od pewnego czasu testuję różne wymyślone przeze mnie schematy i plany sprzątania. Nie znalazłam dotąd idealnego, tzn. idealnie byłoby mieć pomoc domową, ale to nierealne ;) Mój najnowszy plan obejmuje kilka list to do, schematów oraz harmonogram – mam nadzieję, że ten plan będzie wystarczająco elastyczny (zniechęcam się gdy mam zbyt sztywno określone co kiedy trzeba zrobić), a jednocześnie na tyle szczegółowy, aby to mieszkanie wyglądało w miarę przyzwoicie.

  •           Przygotowałam listy zadań do wykonania raz w miesiącu oraz raz w tygodniu – wykreślam każdą wykonaną czynność

  •          Przygotowałam dla każdego pomieszczenia osobno listę rzeczy, które muszą być zrobione aby zapanował porządek, orientacyjnie wyliczyłam też ile czasu zajmie posprzątanie danego pomieszczenia

  •          Ustaliłam (wstępnie) czym zajmuję się danego dnia tygodnia:

Poniedziałek – ogarniam naszą salono-gabineto-sypialnię (książki, gazety, ubrania), robię pranie
Wtorek – porządki w kuchni, gotowanie
Środa – nic
Czwartek – łazienka
Piątek – pranie
Sobota – prasowanie, zadania z listy rzeczy do zrobienia raz w miesiącu, gotowanie
Niedziela - nic

  •          Wprowadzam zasadę pustego zlewu – zmywamy na bieżąco – codziennie!

  •          Oddelegowałam część zadań – mój mąż wynosi śmieci, zmywa (zamiennie ze mną), odkurza podłogi, sprząta balkon, robi zakupy spożywcze – nie wiem czy ma za dużo obowiązków czy może za mało… nie mam porównania, jak sądzicie?



Uff… może to brzmi skomplikowanie, ale mam nadzieję, że zadziała. W lutym będę testować ten plan! Wcześniej miałam tylko listy rzeczy, które mają być zrobione raz w tygodniu i raz w miesiącu – na początku było ok., ale po jakimś czasie większość zadań tygodniowych zostawiałam na sobotę, a zadań miesięcznych – na koniec miesiąca – BEZ SENSU. Widać, jednak potrzebuję dodatkowej dyscypliny.


W chwilach mojego największego kryzysu leniwczego oraz po weekendach spędzonych poza miastem nasze mieszkanie wyglądało jak po włamaniu. Wstydziłam się gdy przychodził listonosz. Mamy małe mieszkanie, wciąż za dużo rzeczy i bałagan robi się w nim w ciągu jednego dnia. Właśnie dlatego muszę mieć dobry plan (dobry czyli taki, który jest realizowany i daje efekty).