Po raz kolejny wyszło, że tematyka mojego ślubu i
wesela jest od jakiegoś czasu dominującą na blogu. Cóż. To nie było planowane,
ale organizowanie wesela zajmuje mi coraz więcej wolnego czasu.
I zauważyłam, że nawet ja - przeciwnik robienia
czegokolwiek na pokaz, „zastaw się, a postaw się” i wszelkiej pompy, coraz
częściej dopinając kolejne sprawy związane z weselem myślę sobie: „co powie
rodzina?”, „co ludzie powiedzą?”
Wpadam powoli w pułapkę i czasami daję się ponieść
temu weselnemu szaleństwu.
(PRZYKŁAD: Nie chcę mieć welonu, ale co babcia
sobie pomyśli, gdy zobaczy, że idę do ślubu bez welonu? Może jednak dla świętego
spokoju kupię ten welon?)
Co jakiś czas schodzę jednak na ziemię, i to tak
boleśnie, że ogarniają mnie wątpliwości czy całe to wesele ma jakikolwiek sens.
Zwłaszcza, gdy widzę jak kolejne stówki z mojej wypłaty zostają przeznaczone na
kolejne zaliczki dla usługodawców. Czy biorąc ślub i organizując wesele nie
spełniam przypadkiem czyichś oczekiwań i marzeń, zamiast swoich?
(PRZYKŁAD: Moja mama mówi, żebyśmy sobie wybrali
jaką niespodziankę od rodziców chcemy na weselu. Pokaz sztucznych ogni, taniec
brzucha, kominiarza czy coś innego. – WTF?! oczywiście nie będzie żadnej z tych
„niespodzianek”)
Czy mogę się jeszcze wycofać z tej farsy? :P A
może jednak jestem wszystkim bardzo podekscytowana? Czasem ciężko mi to
określić, naprawdę! Czy ja jestem jakaś dziwna czy może całe to zamieszanie jest dziwne...?
Dlatego właśnie postanowiłam zgodzić się na
przesłanie mi przez wydawnictwo ZNAK recenzenckiego egzemplarza magazynu ZNAK,
w którym temat przewodni to „Polska na weselu”.
Przyznam, że nie zdecydowałabym się współpracę
(nigdy wcześniej się nie godziłam na żadne współprace) gdyby nie to, że temat
jest mi obecnie bardzo bliski. Poza tym, po przeczytaniu kilku fragmentów
artykułów stwierdziłam, że sposób ujęcia tego tematu (na podstawie badań przeprowadzonych
przez Muzeum Etnograficzne w Krakowie) jest dla mnie bardzo interesujący Szczególnie
polecam artykuł: „Być sobą w rytuale”, fragment:
Ktoś,
kto podchodzi do rytuału wesela i jego poszczególnych części, np. oczepin albo
momentu wyprowadzenia panny młodej z domu rodzinnego jak do czegoś sztucznego,
w czym nie chce brać udziału, przeciwko czemu się buntuje, odtwarzając rytuał,
niespodziewanie znajduje się w sytuacji, kiedy coś się w nim zmienia. Wrażenie
sztuczności i teatralności ulatnia się. Nagle wchodzi w świat tego wytworzonego
systemu wartości, symboli, znaczeń i zaczyna płynąć w ich strumieniu.
Mam
nadzieję, że u mnie też zniknie wrażenie sztuczności i teatralności całego
widowiska...
...lub
“Weselne być albo nie być” - również trochę o mnie...
Jak
postąpić wobec rodzica, który całe życie był nieobecny,
przez
lata nawet niewidziany? Wreszcie jak uciec od weselnej
sztampy,
nie narażając na poczucie wyobcowania
rodziców,
babci, sto lat nieoglądanej rodziny? Jak się
w tym
wszystkim nie pogubić? Jak nie zatracić siebie?
Jeśli
ktoś z Was jest zainteresowany zapoznaniem się z innego rodzaju spojrzeniem na
ceremonię zaślubin i wesele (nie: “jakie sukienki są modne w tym sezonie” ani:
“z jakich kwiatów wykonać bukiet ślubny”) to na stronie wydawnictwa:
Po
wpisaniu hasła: “wesele” możecie kupić numer miesięcznika, o którym piszę 25%
taniej (wysyłka gratis).
Wracam do lektury, i cieszę się, że właśnie teraz (na półmetku przygotowań do mojego ślubu) wpadł mi w ręce ten magazyn. Mam nadzieję, że oswoję się nieco z tematem i zacznę zauważać w tym wszystkim jakiś większy sens. Bo póki co, jestem przerażona i trochę zniechęcona.
Chciałabym mieć takie wesele na luzie, a tymczasem oczekiwania mojej rodziny są zupełnie inne (welon, kamerzysta, "niespodzianka", ogromny tort, zapraszanie baaardzo dalekiej rodziny, której nie znam!).
P.S.
Kupiłam suknię ślubną - opowiem Wam już niedługo!