niedziela, 21 grudnia 2014

Budowanie idealnej garderoby - jaki jest mój plan?

Ostatnio pisałam Wam, że wyrzuciłam z mojej szafy mnóstwo ubrań i naprawdę jestem gotowa na przyjęcie nowych, idealnych. Z powodów, które opisywałam poprzednio, nie jestem w stanie wymienić garderoby jednorazowo, czy nawet w ciągu paru miesięcy. Poza tym, nie do końca jeszcze wiem jak docelowo ma moja szafa wyglądać. 

Nie będę powielać tego, co o budowaniu idealnej garderoby można przeczytać w Internecie. Każdy bez problemu odnajdzie rady jak skompletować wymarzoną garderobę. Ja z pasją zaczytuję się w tego typu artykułach, jednocześnie cały czas zastanawiając się jaki właściwie jest mój styl. 

Bardzo lubię patrzeć na elegancko ubrane kobiety. Sama z kolei w eleganckich ubraniach czuję się dość sztywno. Ale nie lubię siebie również w bardzo "wyluzowanych" ubiorach. Lubię styl rockowy, nawet bardzo. Ale musi mieć w sobie elementy elegancji, musi być też kobiecy. Nie wiem czy na ten moment jestem w stanie zdecydować się na jakiś konkretny styl ubierania się. Lepiej byłoby skompletować szafę ubrań typu basic oraz pojedyncze ciuchy nadające moim "stylizacjom" konkretnego charakteru. Jak widać, muszę się nad tym jeszcze porządnie zastanowić :) 

Ale od czegoś trzeba zacząć, coś zrobić (kupić i nosić!), a nie tylko myśleć o tym. Plan budowania idealnej garderoby będzie realizowany od stycznia, wygląda on tak:

w każdym miesiącu będę kupować nowy ciuch lub coś z dodatków za kwotę 200 zł 

  • ma to być jedna, maksymalnie 2 rzeczy za tę kwotę
  • nie mogę ominąć żadnego miesiąca, chyba, że zdecyduję się kupić jedną rzecz za 400 zł, wówczas 1 miesiąc będzie bezzakupowy
  • stworzę listę rzeczy, których potrzebuję i w każdym miesiącu kupię coś z tej listy
  • robienie zakupów nie będzie dla mnie frustrujące, bo będę miała listę, a także nie będę zmuszona do kupienia jednej konkretnej rzeczy (np. czarny kardigan w styczniu - w ten sposób nic by z tego nie wyszło, bo ja zwykle nie umiem znaleźć w sklepach rzeczy, której w danym momencie potrzebuję)

Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, to w grudniu 2015 moja szafa będzie uzupełniona o 12 pasujących do siebie ubrań przyzwoitej jakości. Dla mnie brzmi to świetnie :) Co sądzicie o moim planie? 



P.S. Nie wykluczam, że poza tym planem nie kupię czegoś więcej, np. skarpetek. W planie chodzi o coś innego niż o powstrzymanie się od kupowania, wręcz przeciwnie - chodzi o kupowanie fajnych ubrań, nie żałowanie pieniędzy na ciuchy, polubienie zakupów ubraniowych i dbanie o mój wizerunek - właśnie z tymi sprawami mam problem. 



sobota, 20 grudnia 2014

Podsumowanie roku 2014

Sporo czasu zajęło mi podsumowanie mojego 2014 roku. Był on bardzo chaotyczny, bo wskoczyło do niego mnóstwo nieplanowanych wyzwań, a z kolei inne ważne dla mnie sprawy odeszły na dalszy plan m.in. z powodu naszego ślubu. 
Nie umiem jednoznacznie określić czy jestem zadowolona z tego, czego dokonałam w tym roku. Bilans chyba wychodzi na zero… może odrobinę na plus? Podsumowanie będzie w punktach. W tym roku jednak nie będę weryfikować czy udało mi się wypełnić noworoczne postanowienia. Tak jak pisałam, ten rok był chaotyczny, postanowienia i plany zmieniały się z dnia na dzień…


To było fajne w roku 2014:
  • Nasz ślub i wesele – bardzo dużo czasu i sił kosztowała nas organizacja tego wszystkiego, najbardziej męczące było zapraszanie gości (95% zaprosiliśmy osobiście), ale wyszłam za cudownego mężczyznę, i to liczy się najbardziej! :)
  • Moje pierwsze wyjazdy służbowe – kontakt z ludźmi z różnych krajów i brak rutyny lubię najbardziej w mojej pracy
  • Oczyściłam naszą przestrzeń ze zbędnych rzeczy – i ogólnie kupuję znacznie mniej różnego rodzaju rzeczy, dotyczy to ubrań, biżuterii, wyposażenia mieszkania, gadżetów, również jedzenia
  • Zapisałam się na kurs angielskiego biznesowego – zbierałam się od dawna do tego, wreszcie zmusiła mnie silna potrzeba awansowania w pracy w następnym roku
  • Nauczyłam się gotować wiele nowych i zdrowych potraw
  • Wyjechaliśmy z moim mężem na wspaniały, choć krótki urlop – to był naprawdę mile spędzony czas
  • Zakumplowałam się z ludźmi z mojej pracy – to było dla mnie ważne i na początku dość trudne, ponieważ ja byłam nowa a oni znają się od lat, teraz mogę śmiało powiedzieć, że czuję się częścią zespołu, spędzam z nimi czas także czas poza pracą
  • Generalnie nieco łatwiej nawiązuję nowe znajomości – pewnie po części jest to spowodowane moją pracą, w której praktycznie codziennie muszę wychodzić poza swoją strefę komfortu w różnych kwestiach, jestem zdecydowanie bardziej towarzyska niż rok temu

To mi się nie podobało w tym roku:
  • Znów nie schudłam, niestety w jednym z najważniejszych dni mojego życia, w którym wszyscy na mnie patrzyli ( ślub of kors) ja ważyłam 89 kg, mój ubiór i image był dopracowany w najmniejszych szczegółach, ale waga została, to jest mega porażka, ponieważ wiem, że nie dałam z siebie wszystkiego aby wyglądać dobrze, wiem też, że obecna waga źle wpływa także na moje zdrowie, niby jem zdrowo zazwyczaj, ale jestem niekonsekwentna i zdrowe odżywianie przeplata się z okresami kiedy żywię się fastfoodami… to jest do zmiany w przyszłym roku, koniecznie! od listopada idzie mi nieźle, ale długa droga przede mną...
  • Nie napisałam pracy dyplomowej na studia podyplomowe, które skończyłam w 2013 roku
  • Nie wyglądam dobrze, i nie mam już na myśli wagi, lecz ubiór, włosy, makijaż – jest kiepsko z tym
  • Za dużo wieczorów spędziłam przed komputerem zamiast miło spędzać czas z moim facetem
  • Nie udawało mi się utrzymywać porządku w mieszkaniu w takim stopniu, w jakim chciałam, cały czas zmieniałam coś w naszym harmonogramie sprzątania, ale ciągle w tym całym systemie coś nie działało (raczej przez nasze, a zwłaszcza moje, lenistwo)


Jaki będzie kolejny rok? Znów będą postanowienia, plany, marzenia. Ale najważniejsze jest to, żeby działać wg określonej koncepcji i mając cały czas na uwadze własne cele.

W moich noworocznych postanowieniach będą 4 punkty – najważniejsze, priorytetowe sprawy, na których skupię się najbardziej. Oprócz tego, będzie kilka innych rzeczy, które chcę osiągnąć, ale nic się nie stanie jeśli nie zostaną osiągnięte w 2015 roku. Przygotowuję też listę zadań, projektów, spraw, którymi chciałabym się zająć w wolnym czasie, ale nie są tak ważne. 


czwartek, 4 grudnia 2014

Budowanie idealnej garderoby - in progress

Posiadanie idealnej garderoby było na mojej liście to do na rok 2014. Nie udało się to niestety, bo nie jest to takie łatwe jakby się mogło wydawać. Przynajmniej dla mnie.

Cel jest taki aby posiadać w swojej szafie możliwie jak najmniej rzeczy, które można wykorzystać na jak najwięcej okazji i w wielu kombinacjach. Ubrania mają być dobrej jakości i w moich kolorach.

Polyvore



Do tego stanu jeszcze daleko...

Powodów jest wiele, nie chcę się za bardzo na ten temat rozpisywać ani usprawiedliwiać. W skrócie:


  • noszę rozmiar 44 obecnie, pracuję nad jego zmianą, szkoda mi pieniędzy i wysiłku na kompletowanie garderoby w tym rozmiarze (nie wszystkie ubrania da się potem przerobić)
  • przeraża mnie cena ubrań w sieciówkach w relacji do ich jakości (nie wydam 100 zł na bluzkę, która już na wieszaku w sklepie wygląda fatalnie)
  • nie stać mnie na kupowanie prawdziwie markowych ubrań
  • pomimo wielu prób stwierdzam, że nie umiem ubierać się w ciucholandach, nie potrafię tam znaleźć niczego interesującego, czasem kupię coś tylko dlatego, że kosztuje 5 zł, a potem w tym i tak nie chodzę
  • nie jest łatwo znaleźć fajne (nie za drogie) ubrania w rozmiarze 44
  • nie lubię tłumów w sklepach i kolejek do przymierzalni
  • nienawidzę galerii handlowych - czuję się wśród kobiet, które tam widzę jak uboga krewna albo bezdomna (czy tylko ja tak mam? czy w innych miastach w galeriach panuje też taka rewia mody?)
  • miałam w tym roku wiele wydatków i kupowanie ubrań zeszło na dalszy plan

Jednakże kończę ten rok nie z takim całkowitym poczuciem porażki w tej kwestii. Otóż udało mi się zrobić niezłą selekcję ubrań w mojej szafie. Mam w niej obecnie tylko to, w czym naprawdę chodzę. Ubrań jest bardzo mało (muszę po prostu częściej robić pranie), ale są całkiem w porządku, choć niektóre z nich są też nieco zniszczone. Osobno trzymam też całkiem nowe, fajne ciuchy, które aktualnie są na mnie za małe - ale to jest dosłownie kilka rzeczy. 

Pozbyłam się wielu ubrań kupionych za piątkę w second-handach, t-shirtów z nadrukami, całej sterty ciuchów po domu, a także tych rzeczy, które już nie pasują do mojego stylu. Większość ubrań wyrzuciłam na śmieci, część oddałam na cele charytatywne. Nie podarowałam tym razem nic mojej mamie - zawsze jak robię jakieś czystki w szafie to mama nie pozwala mi nic wyrzucać, twierdzi, że ona w tym wszystkim będzie chodzić, a okazuje się, że te ciuchy potem leżą i w ogóle ich nie nosi...

Zatem projekt zbudowania idealnej garderoby przedłuża się na kolejny rok. To nawet dobrze, bo mam teraz całkiem fajny plan, który może mi w tym pomóc. Moje zakupy będą bardzo przemyślane i regularne - to na pewno! Doszłam do postanowienia o regularności robienia zakupów wczoraj - po prostu pilnie potrzebuję biurowo-wizytowej sukienki, szukam jej w pośpiechu, a skończy się to pewnie tak, że kupię taką, która nie do końca mi odpowiada, bo nie znajdę odpowiedniej w tak krótkim czasie. To jest totalnie bez sensu i przysięgam, że ta sukienka będzie moim ostatnim niedanym zakupem (chyba, że się uda!). 

O moim planie na kompletowanie garderoby napiszę wkrótce!





wtorek, 2 grudnia 2014

Robi się świątecznie!

Tegoroczny świąteczny klimat zaczęłam planować prawie rok temu, gdy już było jasne, że Boże Narodzenie 2014 spędzimy jako mąż i żona :) 

Jeśli chodzi o świąteczne zwyczaje, to jestem najbardziej sentymentalną tradycjonalistką pod słońcem! Rok tamu zaczęłam odkładać pieniądze (drobne kwoty, ale co miesiąc) na prezenty i dekoracje po to, abym teraz mogła zaszaleć.

I tak w niedzielę do naszych 3 ozdób choinkowych (pamiątki z podróży) dołączyły: czerwone bombki, złote gwiazdki, mikołaj, renifer, 2 muchomorki i 2 skrzaty. Jestem w raju! :) To naturalnie początek zakupów, ale o niedzielnym wieczorze spędzonym na wybieraniu ozdób na Targu Bożonarodzeniowym na Rynku Głównym marzyłam od roku. 

Pozdrawiam Was serdecznie!

niedziela, 30 listopada 2014

Blog a konsumpcjonizm. Bloger czy copywriter?

Czytam naprawdę wiele blogów. Jestem bardziej czytelniczką blogów niż blogerką ;) Zaglądam do mojej listy na Bloglovin praktycznie codziennie. Rzadko kiedy komentuję wpisy, ale czytelniczką jestem wierną, przywiązuję się do niektórych blogów. 

Ostatnio stwierdziłam, że muszę to ograniczyć. Za każdym razem po godzinie spędzonej na czytaniu blogów mam w głowie nową listę rzeczy, które koniecznie muszę kupić, jak mogłam dotąd bez nich żyć.

I nawet nie mówię w tym momencie o nachalnych reklamach, po prostu na moich ulubionych blogach publikowane są listy ulubieńców tygodnia czy miesiąca, a składają się one głównie z rzeczy materialnych, fajnych gadżetów, kosmetyków, ubrań, które ja też chciałabym mieć! 

Nie jest to wina autorów blogów, to ja chłonę treść, oglądam przepiękne zdjęcia, chcę kupić styl życia, który mi obiecują. Muszę się ogarnąć! W rzeczywistości nie potrzebuję ani jednej z tych rzeczy, na widok których tak bardzo świecą mi się oczy. 

Ciekawe tylko dlaczego tak wiele artykułów w sieci kręci się wokół rzeczy. Ciągle polecamy sobie rzeczy. Wolałabym by polecano mi coś niematerialnego równie często, np. pomysł na spędzenie miłego wieczoru, pomysł na udoskonalenie swojego życia, dobrą książkę (treść, nie piękne wydanie). Chyba muszę przeorganizować moją listę blogów na Bloglovin, czytam nie to, co bym chciała najbardziej. 

Sprawa wygląda jeszcze nie tak źle, jeśli autorzy sami od siebie coś polecają a nie dlatego, że im ktoś za to zapłacił. To się da wyczuć. (znów: przeorganizować listę blogów, które czytam!). Nagle na pięciu blogach widzę post o wystroju wnętrz z linkami do odpowiedniego sklepu. Nagle kilku blogerów pisze, że nie może się obejść bez czekoladowych paluszków danej firmy. Nagle wszyscy używają żelazka tefal. Albo powstają oddzielne posty na dany temat, albo te rzeczy są reklamowane gdzieś tam przy okazji w ulubieńcach. Albo współprace i recenzje produktów, które z tematyką bloga nie mają nic wspólnego... 

Czy to jest bloger czy copywriter?


Ja rozumiem, że na blogach ludzie zarabiają, wcale im tego nie zazdroszczę, nie dlatego to piszę, ale błagam.... czytelnicy nie są idiotami! 


sobota, 29 listopada 2014

Noworodzinne tradycje świąteczne

http://weheartit.com/


Od kilku tygodni mam swoją nową najbliższą rodzinę, jest nią oczywiście mój mąż. Każda rodzina ma swoje własne bożonarodzeniowe tradycje czy nawyki. My też chcemy je mieć! Swoje własne, nie wyniesione z domów rodzinnych!





Mieszkamy razem już kilka lat (po ślubie więc niewiele się zmieniło w naszym życiu), ale nigdy dotąd nie przywiązywaliśmy uwagi do tego jak wspólnie przygotowujemy się do świąt, jak je celebrujemy, przeżywamy. 

Po prostu zwykle dzień przed Wigilią każde z nas jechało do swoich rodziców. Potem zwyczajnie odwiedzaliśmy się w czasie świąt. Nasze krakowskie mieszkanie stało puste przez te kilka dni, a przed świętami nie dekorowaliśmy go w ogóle (bo szkoda na to kasy, skoro święta spędzimy i tak gdzie indziej...). Dotąd zupełnie mi to nie przeszkadzało. Świąteczny nastrój panował w moim rodzinnym domu, a ja po prostu odliczałam dni do wyjazdu z Krakowa. 

Od tego roku będzie inaczej! Nie oznacza to, że nie wyjedziemy na święta do rodziców, ale zwyczajnie zaczniemy wprowadzać świąteczną atmosferę w naszym mieszkaniu i naszych rozmowach jeszcze przed świętami. 

Na pewno będą dekoracje! Będzie prawdziwa choinka, nasza pierwsza rodzinna choinka! :) Będzie pieczenie pierniczków i przedświąteczne porządki w mieszkaniu. 

Chcę w przyszłości opowiadać moim dzieciom jak wyglądały nasze pierwsze wspólne święta - bo tym razem nie rozjedziemy się każde do swoich rodziców, tylko będziemy razem u jednych, a potem u drugich. Kto ubierał choinkę. Kto bardziej nie mógł się doczekać pierwszej gwiazdki. Kto się bardziej wzrusza przy łamaniu się opłatkiem (nigdy dotąd nie mieliśmy okazji złożyć sobie życzeń przy opłatku!). Jakie ozdoby są najstarsze na choince (np. moja mama ma do tej pory muchomorki, które kupiła na pierwsze wspólne święta z tatą - ja też tak chcę!!!). 

Cały czas zastanawiamy się jakie miłe świąteczne tradycje chcielibyśmy mieć w naszej rodzinie (poza porządkami ;))

Na razie postanowiliśmy mieć fajną choinkę w leśnym klimacie (muchomorki, skrzaty itp). Na pewno żywą. Z bloga TEST OF LIFE ściągnęłam pomysł kupowania co roku jednej wyjątkowej bombki i wpisywania na nią kiedy znalazła się w naszym domu (Autorka pisała o tym w ubiegłym roku). Mamy też kilka ozdób choinkowych, które przywieźliśmy z podróży - to też fajna tradycja moim zdaniem. 

Poza dekoracjami, ja chcę abyśmy oboje z R. zawsze w Wigilię ubierali się uroczyście. Może dla Was to jest oczywiste, ale np. mój tata w święta ubiera się elegancko, ale podczas kolacji wigilijnej, którą zwykle spędzamy w domu, siedzi w dresie i żadnymi sposobami nie da się go przekonać żeby założył coś bardziej odpowiedniego :/ 

Fajnie budować coś od początku, mieć wpływ na to, co będzie naszą świąteczną tradycją w przyszłości. Cudowne uczucie! :)

Jak małymi kroczkami przestawiam się na zdrowy styl życia

Pierwszy raz w życiu przeszłam na dietę w wieku 16 lat. Od tej pory cały czas się odchudzam. Efekt jest taki, że obecnie mam 26 lat i ważę 18 kg więcej niż wtedy gdy zaczynałam tę pierwszą dietę. Z roku na rok jestem grubsza, choć wydaje mi się, że odżywiam się całkiem zdrowo. Raz w górę, raz w dół. Raz odpuszczam sobie totalnie i jem ile popadnie, a raz ważę każdy liść sałaty. Rezultatów brak, a ja już mam naprawdę dość odchudzania. 

Jestem zmęczona odchudzaniem, dietami, ćwiczeniami na przymus i wszystkimi chwilami słabości oraz następującymi po nich wyrzutami sumienia. Mam dość. 

Postanowiłam się nie odchudzać lecz małymi kroczkami zmieniać moje nawyki i zacząć prowadzić zdrowy tryb życia. Spadek wagi ma być tylko skutkiem ubocznym. Zaczęłam 1 listopada. W ostatnim tygodniu listopada okropnie się rozchorowałam, co pokrzyżowało moje plany, ale ogólnie bardzo się starałam i jestem z siebie zadowolona. Pierwszy miesiąc moich powolnych zmian nie był bardzo wymagający - nie mogę się przecież zniechęcić. Zobaczcie, jak wyglądał mój plan, może kogoś to zainspiruje do zmian? 

Aha! Nadrzędna zasada jest taka, że nie ma zaczynania od początku po jakiejkolwiek porażce! Po prostu skupiam się na tym aby kolejny dzień, a potem tydzień był lepszy. 

TYDZIEŃ 1

  1. 2 razy wysiadam 3 przystanki przed domem i resztę drogi pokonuję pieszo
  2. 2 razy ćwiczę min. 30 minut
  3. co najmniej raz jem kaszę, co najmniej raz gotuję obiad na parze
  4. piję każdego dnia w pracy 2 zielone herbaty i 3 szklanki wody
  5. nie jem słodyczy przez 7 dni
  6. 3 razy biorę do pracy przygotowany wcześniej obiad
TYDZIEŃ 2

    1. 2 razy wysiadam 3 przystanki przed domem i resztę drogi pokonuję pieszo
    2. 2 razy ćwiczę min. 30 minut
    3. piję każdego dnia w pracy 2 zielone herbaty i 3 szklanki wody
    4. przez 5 dni piję rano wodę z cytryną
    5. 3 razy biorę do pracy po 2 przygotowane wcześniej posiłki (2 śniadanie i obiad)
    6. 7 dni bez słodyczy, alkoholu, napojów gazowanych, soków

    TYDZIEŃ 3 

    1. 3 razy ćwiczę nim. 30 minut
    2. piję każdego dnia w pracy 2 zielone herbaty i 3 szklanki wody
    3. 7 dni bez słodyczy, alkoholu, napojów gazowanych, soków
    4. 4 razy jemy wspólnie z mężem pyszną, zdrową kolację
    5. gotuję 2 nowe, zdrowe dania
    6. co najmniej 3 razy biorę do pracy marchewki lub inne warzywa

    TYDZIEŃ 4

    1. 3 razy ćwiczę nim. 30 minut
    2. co najmniej 3 razy jem kaszę i co najmniej raz gotuję na parze
    3. 4 razy jemy wspólnie z mężem pyszną, zdrową kolację
    4. piję każdego dnia w pracy 2 zielone herbaty i 3 szklanki wody
    5. 7 dni bez słodyczy, alkoholu, napojów gazowanych, soków
    6. jem równo co 3 godziny - minimum przez 4 dni tego bardzo pilnuję

    Jak widać zmiany są bardzo drobne. Ale mimo to, czuję, że jednak zrobiłam coś dla siebie przez ten miesiąc. Wiem doskonale, że postanowienia pt. od dzisiaj zmieniam swoje życie i działam jak w zegarku się u mnie nie sprawdzają, wytrzymuję maksymalnie tydzień z takim reżimem. A ja chcę trwałych zmian w moim stylu życia! 
    Na grudzień przygotowałam trochę bardziej wymagające zadania, ale na razie zobaczę jak mi pójdzie przez pierwszy tydzień grudnia i wtedy ostatecznie zdecyduję na czym chcę się skupić w tym miesiącu i ile zmian wprowadzić. 

    Wszystkie zadania mam cały czas przy sobie, rozpisane w moim organizerze. Zaglądam do nich codziennie i odkreślam każdą wykonaną czynność. 

    Napiszcie są sądzicie o takim podejściu do tematu. Myślicie, że to da jakieś efekty czy jestem dla siebie zbyt pobłażliwa?a

    Autocoaching część 2

    Powracam do Autocoachingu Michała Pasterskiego. 2 lata temu pytanie, które sobie wtedy postawiłam pomogły mi spojrzeć na moje życie z dystansu i zauważyć, że wielu źródeł mojej frustracji jestem w stanie pozbyć się w ciągu kilku tygodni. Zobaczmy jak będzie tym razem.

    Kontekst znajdziecie oczywiście tutaj: Eksperyment #4 – Autocoaching

    1. Czego naprawdę chcę od życia?

    Tak naprawdę to ostatnio nie wiem czego chcę. Wiele z moich dawnych marzeń już zrealizowałam. Pora iść dalej. Ale co jest celem? Niestety ostatnio coraz częściej łapię się na tym, że celem jest życie w dostatku, zarabianie dużych pieniędzy. A to przecież powinno być tylko środkiem! Muszę sobie sporo przemyśleć w tej kwestii. 

    2. Jak bym określiła stan ducha, w którym obecnie w życiu jestem?

    Jestem gotowa na nowe wyzwania i pełna nadziei na przyszłość. Jestem wymagająca wobec siebie, ostatnio coraz bardziej zdyscyplinowana i to mnie bardzo cieszy!

    3. Co jest w moim życiu aktualnie źródłem negatywnych emocji?

    Mój wygląd. 
    Mój upór z jednoczesnym brakiem konsekwencji w niektórych sprawach.


    4. Co mogę zrobić, aby zmienić obecny stan rzeczy?

    Mogę dbać o moje zdrowie, zdrowo się odżywiać i pilnować aby jak najmniej rzeczy wyprowadzało mnie z równowagi. Więcej się śmiać.

    5. Jak chcę, aby wyglądało moje życie za 3 lata od teraz?

    Będę mieć wówczas 29 lat. Chcę mieć własne mieszkanie lub dom, stabilną sytuację zawodową i na tyle dobrą pozycję w pracy żebym mogła pozwolić sobie na przerwę i urodzić dziecko. 

    6. Czego się dziś przydatnego nauczyłam?

    Bardzo wiele zależy od naszego nastawienia do danej sytuacji. 


    7. Co ekscytującego bym zrobiła, gdyby to był ostatni miesiąc mojego życia?

    Całkowicie poświęciłabym się pomaganiu innym ludziom. 


    8. Jak mogę zwiększyć swoje zarobki?

    Mogę dostać awans w przyszłym roku. Aby tego dokonać muszę być bardziej zaangażowana, pracować wydajniej, być bardziej pewną siebie i wyglądać profesjonalnie. Mam na to 6 miesięcy. 


    9. Jak mogę jeszcze bardziej docenić ludzi, którzy są wokół mnie?

    Mój mąż zdecydowanie zasługuje na więcej mojej uwagi i starań. Musimy częściej spędzać wolny czas razem, a nie obok siebie. 


    10. Jaki chcę mieć styl życia? Jak chcę aby wyglądał każdy mój dzień?

    Wstaję wcześnie, z pierwszy dźwiękiem budzika. Przygotowuję się do pracy, muszę dobrze wyglądać. Pracuję na pełnych obrotach. Po pracy zajmuję się gotowaniem zdrowych posiłków, porządkami, relaksuję się, ale nie siedząc przed komputerem. Ćwiczę, spaceruję, dużo rozmawiam z moim mężem. 

    11. Czego nowego jutro spróbuję?

    Pojadę na Targ Bożonarodzeniowy :) 


    12. Jak mogę jeszcze szybciej osiągnąć swoje cele i spełnić swoje marzenia?

    Muszę nadal jeść zgodnie z planem żywieniowym, ale od teraz dokładnie ważąc wszystko, co jem. To znacznie przyspieszy spadek wagi, wpłynie korzystnie na mój wygląd i samopoczucie. 


    13. Co mogę zrobić, aby poprawić dziś swoje samopoczucie?

    Domowe SPA! Zadbam o siebie, zrelaksuję się przy fajnej muzyce, zjem pyszny obiad. 




    sobota, 15 listopada 2014

    Autocoaching - co się zmieniło w ciągu ostatnich dwóch lat?

    Ponad 2 lata temu zainspirowana przez artykuł Michała Pasterskiego (Eksperyment 4 Autoaching) odpowiedziałam bardzo szczerze na zaproponowane w nim pytania. Co jakiś czas wracałam do tego wpisu i myślałam nad tym ile się w nim zmieniło. Dziś możecie się Wy o tym dowiedzieć - komentarz na czerwono. A już wkrótce odpowiem na te pytania ponownie!



    1. Czego naprawdę chcę od życia?


    Pierwsze, co przychodzi mi do głowy: chcę być szczęśliwa. Ale co to znaczy? I czy teraz nie jestem szczęśliwa? 

    Nigdy nie byłam materialistką. Zawsze twierdziłam, że pełnią szczęścia będzie dla mnie odnalezienie miłości. Znalazłam ją! Kocham i jestem kochana od prawie dwóch lat. 

    W chwili obecnej marzę o tym, żeby mój związek rozwijał się tak, jak do tej pory, żebyśmy oboje mieli pasjonującą pracę, żebyśmy nie musieli się martwić czy starczy nam do kolejnej wypłaty (nadal nie uważam, że pieniądze są tym czego chcę od życia, ale przydałaby się chociaż minimalna stabilizacja finansowa), żebyśmy utrzymywali dobre relacje z bliskimi i spełniali swoje pozostałe marzenia. Oprócz tego, chcę być szczupła (od zawsze! jeszcze nigdy w życiu nie byłam szczupła). 


    Osiągnęłam wszystko, co jest napisane powyżej  - oprócz szczupłej sylwetki. Szczęściara ze mnie :) Pora zastanowić się czego dziś chcę od życia. 


    2. Jak bym określiła stan ducha, w którym obecnie w życiu jestem?


    Ogólnie, lubię moje obecne życie. Nie jest monotonne, ciągle pojawiają się nowe wyzwania, jest ok. Natomiast jeśli chodzi o stan mojego ducha w ciągu ostatniego miesiąca - jest beznadziejnie. Nie radzę sobie sama ze sobą. Ciągle obiecuję sobie zmiany i nic nie robię. Odkładam wszystko na później. Jestem na siebie zła. 


    W chwili obecnej czuję się o wiele lepiej niż 2 lata temu!


    3. Co jest w moim życiu aktualnie źródłem negatywnych emocji?


    1) nienapisana magisterka i związany z tym stres

    2) słomiany zapał i odkładanie wszystkiego na potem
    3) nadwaga, która bardzo destrukcyjnie działa na moją psychikę
    4) mój chłopak nie może znaleźć pracy

    Została ta nadwaga... no i od czasu do czasu słomiany zapał.


    4. Co mogę zrobić, aby zmienić obecny stan rzeczy?

    Muszę zmienić nieco mój charakter i przyzwyczajenia. Jestem potwornym leniem. 



    5. Jak chcę, aby wyglądało moje życie za 3 lata od teraz?


    Widzę to tak: jestem szczupłą, zadbaną żoną mojego obecnego chłopaka. Mamy swoje mieszkanko (wynajmujemy tylko we dwójkę, bez żadnych współlokatorów), pracuję w zawodzie, moja praca jest związana z podróżami. Jestem zorganizowaną panią domu, często zapraszamy do nas rodzinę i przyjaciół. 


    Nie jestem szczupła ani zadbana tak jakbym chciała, nie nazwałabym się też zorganizowaną panią domu (jeszcze). Pozostałe cele - zrealizowane!!! :)


    6. Czego się dziś przydatnego nauczyłam?

    Jeśli kiedykolwiek będę miała do napisania jakąś pracę/artykuł, jadę to robić do czytelni. Nie oszukuję się, że w domu uda mi się popracować równie efektywnie.


    7. Co ekscytującego bym zrobiła, gdyby to był ostatni miesiąc mojego życia?


    Wybrałabym się w długą podróż po Azji i więcej czasu poświęciłabym bliskim (jeśli jedno drugiemu nie przeczy ;)


    8. Jak mogę zwiększyć swoje zarobki?


    Muszę być bardziej skupiona w pracy, nie popełniać ŻADNYCH błędów, wówczas dostanę premię. Ambitniej: muszę dokończyć studia i znaleźć lepiej płatną pracę, koniecznie w zawodzie!


    Mam lepiej płatną pracę w zawodzie. 


    9. Jak mogę jeszcze bardziej docenić ludzi, którzy są wokół mnie?

    1) mniej czasu spędzać z kompem, więcej z chłopakiem

    2) wyglądać atrakcyjnie każdego dnia (mój facet coraz częściej widzi mnie w dresie, z nieuczesanymi włosami)
    3) odłożyć pieniądze i kupić rodzicom weekendowy wyjazd do SPA (od dawna o tym myślę)
    4) częściej spotykać się z bratem i przyjaciółką z liceum

    Muszę popracować nad punktem nr 2...


    10. Jaki chcę mieć styl życia? Jak chcę aby wyglądał każdy mój dzień?

    Chcę prowadzić aktywny styl życia! Nie chcę marnować czasu na bzdury, chcę się ciągle rozwijać, lepiej organizować swój czas. Chcę powrócić do zdrowego odżywiania i ćwiczeń (od miesiąca nic nie robię!), chcę częściej uczestniczyć w różnych wydarzeniach kulturalnych (jako wymówkę znalazłam sobie brak kasy, ale chcieć to móc!). Mieć motywację do działania i dobrze organizować sobie czas - to jest najważniejsze!


    Mój dzień ma wyglądać następująco: wstaję wcześnie, jem zdrowe śniadanie, ładnie się ubieram, maluję się (!!!), wychodzę na uczelnię. Po powrocie z zajęć robię szybko obiad, idę do pracy, wracam wieczorem, biegnę na fitness, potem relaksuję się, zajmuję się pielęgnacją ciała lub uczę się. W weekendy zajmuję się domem, wychodzimy do kina, na koncert lub na imprezę, chyba, że mam zjazd na moich studiach podyplomowych, to wtedy nie :) 


    Powiedzmy, że prawie to osiągnęłam. Oczywiście nie jest idealnie, ale jestem zadowolona z poziomu mojej motywacji do działania i tego co robię.


    11. Czego nowego jutro spróbuję?


    Spróbuję jutro całkowicie wyeliminować moje dotychczasowe pożeracze czasu i maksymalnie skupić się na pisaniu magisterki. 


    12. Jak mogę jeszcze szybciej osiągnąć swoje cele i spełnić swoje marzenia?


    Jak najszybciej wrócę do zdrowego odżywiania. Napiszę tą nieszczęsną magisterkę do wtorku. Stworzę dokładny plan działania na najbliższe tygodnie i nie porzucę go po kilku dniach!


    11 i 12 - W końcu napisałam tę magisterkę :)


    13. Co mogę zrobić, aby poprawić dziś swoje samopoczucie?


    Napiszę dziś jeszcze co najmniej stronę magisterki, stworzę dokładny plan działań na najbliższe tygodnie, zjem ostatni kawałek pizzy i zajmę się moim chorym facetem. 



    Pamiętam dokładnie dzień, w którym odpowiadałam sobie na te pytania. Byłam dość frustrowana i niezadowolona z siebie. Jednocześnie wiedziałam dokładnie co powinnam zrobić aby to zmienić. No i krok po kroku zaczęłam wszystko zmieniać i dziś jestem praktycznie w tym miejscu w którym chciałam być. Pora więc ruszyć dalej i ponownie urządzić sobie sesję autocoachingu! :)

    Powrót do organizacji! Czyli wreszcie działam dokładnie tak, jak lubię :)

    Przygotowania do ślubu w ciągu ostatnich kilku miesięcy prawie całkowicie wypełniały mój wolny czas (a nawet część czasu pracy). Opłaciło się, ponieważ ślub i wesele były dla mnie naprawdę cudowne i dziś nie żałuję ani jednej minuty poświęconej na ich organizację. Ale, jak już wiecie, wiele razy miałam dość i nie mogłam się doczekać kiedy wreszcie będzie "po" i będę miała czas na inne sprawy. 

    Od ponad miesiąca jesteśmy już "po" :) 
    Od razu dodam, że zbyt wiele się w naszym związku nie zmieniło :) Nie wiem dlaczego, ale absolutnie każdy nas o to pyta! 

    Nagle czasu zrobiło się odrobinę więcej. Oczywiście to nie tak, że wcześniej ja każdego dnia spędzałam całe godziny na myśleniu o ślubie! Po prostu moje myśli zajmują teraz inne rzeczy, staram się dobrze organizować swój czas wolny, tak, żeby jak najmniej go tracić na bezczynność lub zastanawianie się co dalej. 

    Oto, czym się zajmuję od miesiąca:
         Zapisałam się na kurs angielskiego. Doszłam do wniosku, że nie dam rady zebrać się w domu do poświęcenia 3 godzin tygodniowo na naukę angielskiego, nie miałabym też możliwości porozmawiać i posłuchać native speakera. Chodzę na kurs angielskiego biznesowego. W pracy radzę sobie z angielskim w tym momencie, ale chcę dostać awans i wówczas zdecydowanie przyda mi się lepsza znajomość tego języka. 

         Skupiam się na pracy (bardziej niż wcześniej). Bardzo chcę dostać awans w przyszłym roku (ewentualnie gdyby to nie wyszło, to zmienię pracę). Na moim obecnym stanowisku już się zbyt wiele nie nauczę, choć cały czas się bardzo staram i robię więcej niż się ode mnie wymaga. Jednocześnie mam na razie nieco za mało wiedzy żeby pracować na wyższym stanowisku... Ale oprócz dawania z siebie 100% w pracy, bardzo się pilnuję żeby o tej pracy nie myśleć w czasie wolnym. Niestety to mi się zdarza coraz częściej. A naprawdę moi przełożeni nie wymagają ode mnie takiego poświęcenia... Ostatnio ustaliłam sobie zakaz sprawdzania służbowej skrzynki pocztowej w czasie wolnym...

         Zainspirowania kilkoma blogami, stworzyłam swój własny organizer :) Do końca roku mam zamiar testować różne jego warianty, żeby od nowego roku ruszyć do działania z idealnym organizerem. Powiem Wam, że on naprawdę działa! Dzięki korzystaniu z organizera jestem bardziej zdyscyplinowana i niesamowicie mnie to cieszy. Jestem zadaniowcem, mam w moim planerze rozpisane zadania dotyczące nauki, czytania, ćwiczeń, urody, dbania o dom - odhaczanie kolejnych wykonanych zadań jest bardzo motywujące. Myślę, że za jakiś czas napiszę więcej o moim organizerze, bo póki co sprawdza się świetnie. 

         Dbam o siebie! W dużej mierze dzięki zadaniom rozpisanym w organizerze udaje mi się regularnie ćwiczyć, pić dużo wody, zajmować się pielęgnacją ciała częściej niż dotąd itd. Ćwiczę 2 razy w tygodniu, kolejne 2 razy wysiadam z tramwaju kilka przystanków wcześniej i resztę drogi pokonuję piechotą. Staram się również zdrowo odżywiać. Nie odchudzam się już (pomimo sporej nadwagi), lecz przestawiam się na zdrowe odżywianie. Chcę aby utrata wagi była tylko skutkiem ubocznym zdrowego stylu życia. Oczywiście ta zmiana dotyczy również mojego męża, który na szczęście jest otwarty na wszelkie eksperymenty kulinarne :) Planuję na przyszły rok wielki projekt, którego celem będzie całkowite pozbycie się niezdrowych potraw z naszego jadłospisu. Obecnie małymi krokami zmieniam nasze niektóre nawyki żywieniowe. 

         Próbuję lepiej zorganizować dbanie o dom. Chcę aby zawsze było w nim czysto i ładnie. Nie jest to proste z wielu różnych powodów (chociażby dlatego, że ciągle okładam sprzątanie na później, ponieważ nasze mieszkanie jest stare, niezbyt ładne i nawet po gruntownych porządkach nie zachwyca :/). Pracuję nad lepszym planem sprzątania i dbania o dom... 
    Kolejną rzeczą, która nie do końca mi na razie wychodzi jest stworzenie idealnej garderoby. To jest dla mnie ekstremalnie trudne! Ubieram się nieciekawie, co tu dużo kryć. Ale też szkoda mi kasy na fajniejsze ubrania... Nie potrafię też znaleźć nic fajnego w ciucholandach... Ta garderoba to będzie dla mnie duże wyzwanie, ale bardzo chcę wyglądać dobrze i jakoś będę musiała sobie z tym poradzić!


    Opisane wyżej punkty to tylko część tego, czym się obecnie zajmuję. Ale wyszedł mi tak długi post, że na tym zakończę. Spodziewajcie się za jakiś czas drugiej części tego wpisu!

    P.S. Powoli obmyślam postanowienia noworoczne :) Wiem, że dla kogoś to może być głupie i infantylne, ale uwielbiam to robić! :)






    środa, 22 października 2014

    Jak przechowywać pamiątki ślubne?

    Oj zebrało się tych pamiątek po ślubie sporo. I nawet ja, która lubi mieć mało rzeczy, porządek, ład itd. nie mam serca czegokolwiek się pozbyć. I nie mogę równocześnie dopuścić do tego, żeby te pamiątki się niszczyły, były przekładane z miejsca na miejsce czy fatalnie przechowywane. 

    Jakie pamiątki mam na myśli?

    • gadżety, które dostałam na wieczorze panieńskim :) (większość z wizerunkiem penisa, a jakże)
    • kartki z życzeniami, które w chwili obecnej wiszą na naszej ogromnej tablicy korkowej, ale wiadomo, że nie będą tam wisieć w nieskończoność
    • kilka zasuszonych kwiatów z mojego bukietu, uznałam, że nie ma sensu zachowywać całego bukietu
    • podwiązka
    • poduszka na obrączki
    • mucha mojego męża
    • mój welon
    • puste zaproszenie

    Zastanawiam się jak najlepiej to wszystko przechować. Co do kart, to czytałam na kilku forach, że wiele osób wkleja ja lub wkłada do albumu ze zdjęciami - obok zdjęcia osoby, która daną kartkę podarowała, Niby fajny pomysł na ich wyeksponowanie, ale jakoś do mnie nie przemawia taki misz-masz w albumie ze zdjęciami. Chciałabym do tych kartek wracać częściej niż do innych pamiątek, dlatego muszę coś wykombinować. 
    Reszta pamiątek zapewne spocznie w jakimś pudle. Tylko jakim?
    Podobają mi się na przykład takie stare walizki:

    pinterest,com
    Tylko gdzie ja znajdę taką superową walizkę w dobrym stanie? (i to najlepiej ja już...)

    Kolejnym ciekawym pomysłem są spersonalizowane kuferki, ten ze zdjęcia poniżej znalazłam na blogu: http://zaczarowanaszuflada.blogspot.com/

    http://zaczarowanaszuflada.blogspot.com/
    Nie wiem tylko jakiej wielkości jest ten kuferek, mam sporo kartek... :)

    "Zwykłe", ale ładne pudełka również prezentują się nieźle:

    pinterest.com

    Przeszukałam już Allegro, ale pudełek ładnych tam nie znalazłam. Były walizki, naprawdę oldschool, ale ryzykowne jest zakupienie starej walizki w ciemno, boję się jak będzie pachnieć...


    Oczami wyobraźni już widzę jak w przyszłości wyciągam z szafy piękne pudełko i pokazuję mojej córeczce pamiątki ze ślubu jej rodziców :) (chyba się starzeję :p) Mam nadzieję, że wkrótce uda mi się znaleźć coś fajnego. A może ktoś z Was mógłby mi polecić jakiś fajny sklep z tego typu rzeczami? Byłabym wdzięczna.



    niedziela, 19 października 2014

    Już po ślubie! :)

    Chciałoby się powiedzieć: wreszcie koniec tego zamieszania!
    Tzn. prawie koniec... jeszcze tylko czeka nas plenerowa sesja zdjęciowa, udział w ostatecznym montażu filmu i takie tam.

    Jestem bardzo bardzo szczęśliwa! Nie wiem, czy dlatego, że mam cudownego męża, czy dlatego, że ślub i wesele wypadły doskonale, czy może dlatego, że już jest po wszystkim... ;] 

    Zamieszanie było straszne. Ostatni tydzień przed ślubem to jakaś masakra, ciągle tylko spotkania, załatwianie, ustalanie szczegółów. Niestety w naszym przypadku nie dało się tego ogarnąć wcześniej (ślub był daleko od naszego miejsca zamieszkania). Na szczęście, pomimo delikatnego chaosu (na który ja - perfekcjonistka - kręciłam nosem cały czas, aż wreszcie musiałam się z tym pogodzić) wszystko się udało!! 

    Zawsze mi się wydawało, że poranek i przedpołudnie w dniu mojego ślubu będą baaardzo stresujące, będę się cała trzęsła, a wszyscy dokoła będą robić różne rzeczy na ostatnią chwilę. Tymczasem, było zupełnie odwrotnie 

    Co prawda, w nocy z piątku na sobotę kiepsko spałam. Cały czas wydawało mi się, że o czymś zapomniałam, potem przez całą noc śnił mi się ślub. W sobotę byłam umówiona na 12 do fryzjera i kosmetyczki. Wstałam ok 8, zjadłam porządne śniadanie, zrobiłam pedicure (nie znalazłam na to czasu wcześniej...). Potem razem z moim tatą i bratem udekorowałam bramę kokardami z białego tiulu i kwiatami (których nie było w planie, ale dzień wcześniej dostałam je od sąsiada, który zajmuje się hodowlą roślin). Efekt końcowy był lepszy niż oczekiwałam. Skromnie, bezpretensjonalnie, obyło się bez balonów :) 
    Sprawdziłam jeszcze czy spakowałam do torby wszystkie rzeczy, które będą mi potrzebne na weselu i po nim (nocowaliśmy w sali weselnej). Potem tata odwiózł mnie do fryzjera, Na fryzurę i makijaż (wykonywała je ta sama osoba) były przeznaczone 2 godziny, wyszłam po 3... Gdy dotarłam do domu, moja świadkowa i jej facet już byli u nas. Był też kamerzysta (nagrał kilka scen z moich przygotowań i oczekiwania na pana młodego). Z pomocą świadkowej i mojej mamy założyłam suknię i różne dodatki. Czas minął tak szybko, że już chwilę po tym przyjechali rodzice R., a potem on ze świadkiem. 
    W tym momencie czułam największy stres tego dnia. Podglądałam przez okno jak R. i świadek "płacą" mojej rodzinie żeby zostali wpuszczeni na podwórko (taki tam wiejski zwyczaj ;)). R. był tak spięty, że udzieliło mi się to natychmiast. 
    Potem było błogosławieństwo. Byłam pewna, że będę na nim płakać, o dziwo, ani jedna łza mi nie poleciała. Widocznie adrenalina zrobiła swoje :)
    Chwilę później byliśmy już w kościele. Sama ceremonia była przepiękna. "Czytania" przeczytało nasze rodzeństwo, śpiewała moja koleżanka, ksiądz był członkiem rodziny R. Dzięki temu czułam, że wszystko to jest dla nas i o nas. Przysięgę powiedzieliśmy z pamięci bez powtarzania za księdzem, co było największym szokiem dla naszych gości :) R. miał łzy w oczach, ja - znów nie (nie mam pojęcia co się ze mną stało), głos mi nie drżał, zupełnie nie czułam tremy...
    Potem niekończące się życzenia pod kościołem. Nie rozpoznałam niektórych osób i zastanawiałam się czy nie pomyliły ślubów :) Zamieszanie było spore, ale było też mnóstwo ciepłych słów i ogromna radość. 
    Jako ostatni podjechaliśmy pod salę weselną. Nasi rodzice przywitali nas chlebem i solą, no i zaczęło się... Wesela nie będę opisywać z detalami, zwłaszcza, że mam wrażenie, że minęło w 5 minut. Nie do końca wiem co się działo, czy dużo gości tańczyło czy mało. Wszystko to zobaczę na filmie. Nie miałam za wiele okazji pobawić się z moimi przyjaciółmi, bo co chwilę jakiś wujek prosił mnie do tańca :) Z mężem też za wiele nie potańczyłam (może ze 3 piosenki przez całą noc). Jestem zachwycona naszą kapelą, śpiewali i grali wspaniale, przynajmniej ja tak sądzę :) 

    Oczywiście, żeby nie było zbyt idealnie, musiało się wkraść w ten wieczór kilka wpadek: polałam suknię herbatą.... (całą szklanką herbaty! na szczęście panie kucharki błyskawicznie zaprały mi te plamy i na mojej kremowej sukience nie było w zasadzie nic widać ;)), z wieloma gośćmi nie zamieniłam ani słowa, nie udało się podłączyć głośników orkiestry do naszego laptopa przez co prezentacja zdjęciowa dla rodziców leciała praktycznie bez podkładu muzycznego ;((((, miałam odrobinę za długą suknię i podczas tańca ją czasem deptałam, makijaż nie trzymał mi się zbyt dobrze, tzn. cienie w porządku, ale podkład nie dał rady - świeciłam się już po godzinie od jego nałożenia i potem cały czas musiałam pamiętać o pudrowaniu się (kto ma cerę łojotokową, ten wie). 

    Pomimo wszystkich wpadek, ja ten dzień uważam za bardzo udany, jeden z najwspanialszych w życiu. Wyszłam za wspaniałego faceta, na weselu bawiłam się super, nasi rodzice byli również bardzo zadowoleni z tego jak wszystko wyszło, wielu gości mówiło nam, że ślub i wesele były świetne. 


    Obecnie czuję, że spokojnie mogłabym zostać wedding plannerką :) 
    Ale za żadne skarby świata nie chcę mieć takiego zawodu! Omijam z daleka wszystko, co związane ze ślubami, mam naprawdę po uszy tego tematu...(tylko jeszcze ta sesja zdjęciowa...) Dobrze, że wszystko się udało, a ja teraz mogę cieszyć się moim małżeństwem! 


    środa, 3 września 2014

    Czy ktoś mi kradnie czas??

    Dopiero co pisałam tutaj krótką relację z ubiegłego tygodnia, a już mamy połowę kolejnego! Masakra! 
    Mam gorący okres w pracy teraz i spędzam w niej więcej czasu niż zwykle. Nie narzekam, bo podoba mi się to co robię, poza tym nie siedzę przecież za darmo po godzinach. Ale prawda jest taka, że przydałoby się kilka dni urlopu. Niestety urlop mam dopiero tydzień przed ślubem i wygląda na to, że sporo rzeczy zostanie do ogarnięcia w tym czasie. Niestety inaczej się nie da (wiecie, ja biorę ślub 300 km od mojego obecnego miejsca zamieszkania, co trochę utrudnia jego organizację). Muszę więc teraz dokładnie wszystko przemyśleć (np. zmieniam koncepcję dekoracji kwiatowych w kościele i na sali), zaplanować i ułożyć plan działania na ten ostatni tydzień. 
    W przyszłym tygodniu mam przymiarkę sukni, wybieram się na ostatnie "ślubne" zakupy. Następnie jadę w delegację, z której wracam w dniu mojego wieczoru panieńskiego. Jak widać, czas się kurczy! 

    Od kilku dni wdrażam intensywny plan pielęgnacyjno-żywieniowo-ćwiczeniowy aby trochę podkręcić mój wygląd przed jednym z najważniejszych dni w moim życiu :) Prawda jest taka, że powinnam była zacząć dużo wcześniej, zwłaszcza z odchudzaniem, które na początku szło mi świetnie, ale potem odłożyłam je na później. No i obudziłam się z ręką w nocniku tak naprawdę :/ No trudno. Jeszcze jest odrobina czasu na delikatną poprawę wyglądu, muszę być tylko mega konsekwentna. 

    Kolejną niezbyt wesołą sprawą jest to, że jakoś w tym całym zamieszaniu coraz mniej czasu spędzam z moim narzeczonym. Przynajmniej ja to tak odbieram. Każde ma swoje obowiązki, troski, zajęcia. Mijamy się ostatnio. I tutaj wychodzi kwestia priorytetów. Ja skupiam się na pracy, ogarnianiu ślubu, internetach (niestety!), a zapominam, że to On jest dla mnie najważniejszy! Bo naprawdę jest! Jestem najszczęśliwsza na świecie, ponieważ wkrótce zostanę jego żoną. I tak naprawdę w ogóle nie ma znaczenia jakimi kwiatami zostaną przystrojone ławki w kościele! Znaczenie ma nasza miłość, to że uśmiechamy się do siebie, mówimy sobie miłe słowa, słuchamy, wspieramy się, przymykamy oko na niektóre wady.
    Brzmi to może zbyt patetycznie, ale chciałam tylko napisać, że od jutra będą lepszą narzeczoną :) Bo to ostatnie tygodnie naszego narzeczeństwa :) 

    piątek, 29 sierpnia 2014

    Kartki z kalendarza - czas biegnie zdecydowanie za szybko...

    Jest piątek, a ja już nie pamiętam co robiłam w środę (27.08.), chyba po prostu byłam w pracy, a popołudnie spędziłam na drobnych porządkach i leniuchowaniu. Słabo. W czwartek (28.08.) po pracy wybrałam się na małe zakupy, przy okazji kupiłam sobie książkę "Minimalizm po polsku" napisaną przez autorkę TEGO bloga. Książka zapowiada się ciekawie, być może napiszę o niej więcej, ale na razie przeczytałam tylko kilkanaście stron. Wszystko dlatego, że znajomi z pracy wyciągnęli mnie na spontaniczną imprezę wieczorem. Wróciłam o 4 nad ranem, o 8 byłam już w pracy. Jak nietrudno odgadnąć jestem dziś (piątek 29.08) niewyspana, a także baaardzo zmęczona (miałam stresujący dzień w pracy). W związku z tym za chwilę wskakuję do łóżka i zagłębiam się w lekturę o minimalizmie (o ile od razu nie zasnę). Na jutro zaplanowałam duże porządki w mieszkaniu, więc temat jest jak najbardziej na miejscu :)


    środa, 27 sierpnia 2014

    Kartki z kalendarza - ślub, odchudzanie, porządki itd.

    W minioną niedzielę uświadomiłam sobie, że znów zaczynam odkładać rzeczy na później. Zrobiłam w myślach podsumowanie tygodnia i wyszło, że bardzo niewiele spraw ruszyło do przodu. Te "sprawy" to teraz głównie przygotowania do ślubu, do którego został miesiąc (kiedy ten czas minął?!) Postanowiłam od tego dnia: a) planować dokładnie każdy dzień b) wykorzystywać dany dzień na maksa, nie tylko zajmując się ślubem, ale tak ogólnie - nie tracąc czasu na pierdoły c) relacjonować króciutko moje przygotowania do ślubu na blogu.

    Co kilka dni będą pojawiać się tutaj krótkie opisy kolejnych dni z mojego życia. Takie kartki z kalendarza, dzięki którym ja za jakiś czas będę mogła sobie przypomnieć ten gorący okres, a może ktoś z czytelników będzie ciekawy jak wygląda organizowanie ślubu od kuchni ;) Ale nie samym ślubem człowiek żyje, więc chcę pisać też o innych (zwłaszcza miłych) sprawach, którymi się teraz zajmuję. 

    Niedziela 24.08., prawie cały dzień spędziłam w Internecie, głównie wertując Allegro. Zamówiłam pudełka na ciasto dla gości weselnych. Początkowo chciałam kupić zwykłe białe pudełka, i zaprojektować i wydrukować do nich naklejki z podziękowaniem dla gości, naszymi imionami itd. Doszłam jednak do wniosku, że zabawa z tym zajmie nam zbyt dużo czasu, bo zdecydowaliśmy się wcześniej na kilka innych rzeczy DYI. Omówiłam z R. kwestię księgi gości i wstępnie wybraliśmy jeden projekt, który chcemy zamówić (będzie to księga gości w formie plakatu z odciskami palców i podpisami gości). Szukaliśmy też spektaklu teatralnego i wycieczki, które moglibyśmy sprezentować rodzicom (jedno z dwóch) oraz zrobiliśmy wstępne rozeznanie w sprawie podróży poślubnej. Jednym słowem, nadrabiamy ostatnie zaległości w organizacji ślubu. 

    Poniedziałek 25.08., Hura! Zebrałam się w sobie, wstałam bardzo wcześnie i od 6:30 byłam na siłowni! Yeah! Potem praca, zakupy z R. - kupił sobie wreszcie buty do ślubu, czyli kolejny punkt z listy odhaczony. Wieczorem zabrałam się za porządki w naszym mieszkaniu. Chcę je gruntownie wysprzątać w ciągu najbliższych kilku tygodni. 

    Wtorek 26.08., Miałam zamiar rano pobiegać, ale lało i zaspałam, więc mam wymówkę :P W pracy super sprawa - zlecono mi nowy, bardzo ciekawy projekt do realizacji i w związku z tym za kilka tygodni jadę na wstępne rozmowy za granicę w tej sprawie. Uwielbiam delegacje (loty, hotele itd, wiem, może to dziwne)! ;) W domu ciąg dalszy porządków. Miało być jeszcze wieczorne domowe SPA, ale taaaak mi się nie chce. 


    sobota, 2 sierpnia 2014

    Bardzo krótko o tym co u mnie

    Witajcie! Cieszę się i dziękuję, że ktoś jeszcze odwiedza mój blog podczas gdy wpisy pojawiają się sporadycznie, a ostatnio w zasadzie wcale. To znak, że jeszcze będzie się tu trochę działo :)

    Jest tyle rzeczy, o których chciałabym napisać! Mam mnóstwo pomysłów na kolejne wpisy, a przede wszystkim kolejne zmiany w moim życiu. Trochę różnych zmian już wprowadziłam, jestem dzięki temu o wiele szczęśliwsza i tym napiszę wkrótce w pierwszej kolejności. 

    Nie ma mnie tu, ponieważ mam zepsuty komputer i korzystam tylko od czasu do czasu z laptopa mojego narzeczonego, a blogi czytam na telefonie. Mam też bardzo mało czasu popołudniami. Wiecie, przygotowuję się do ślubu :) A zostały do niego już TYLKO 2 MIESIĄCE! (Aaaaaaaaaaaaaaaaaaa.....!!!!!!!!!)

    W związku z moim ślubem mam mnóstwo rzeczy do zrobienia. Teraz tak naprawdę zaczyna się cała jazda. Na początku tylko snułam wizje i gromadziłam inspiracje, a teraz muszę to wszystko zrealizować. Wyższy poziom wtajemniczenia :) W międzyczasie zapraszaliśmy też gości, co było naprawdę bardzo męczące (znacznie bardziej niż przypuszczałam) zwłaszcza, że my mieszkamy w Krakowie, a nasi rodzice i większość gości w woj. mazowieckim. 

    Oprócz tego, przybyło mi wyzwań i obowiązków w pracy. Z tego się akurat bardzo cieszę, bo nadal codziennie się czegoś nowego uczę. Będę się tak uczyć do połowy przyszłego roku, po czym (mam nadzieję) dostanę awans :P 

    Kiedy zacznę pisać o tym wszystkim, co mam w głowie? Hmm.. Nie wiem czy nie dopiero po ślubie. Tzn. wtedy to już na bank. A wcześniej - jak się uda (no na pewno coś o przygotowaniach musi się tu wcześniej znaleźć ;))

    Pozdrawiam serdecznie!

    niedziela, 15 czerwca 2014

    [Ślub] Kolor przewodni

    Z tym było jak dotąd najwięcej rozterek... Ostateczna decyzja zapadła dopiero w tym tygodniu - dlatego też nasze zaproszenia, które zamawialiśmy jakiś czas temu  są całe białe :) 
    Wybór znacznie utrudniał nam wystrój sali, który niestety nie jest w neutralnych kolorach - ściany są beżowo-brzoskwiniowe, krzesła mają obicia w bordowo-złote paski (białe pokrowce na nie musielibyśmy zorganizować we własnym zakresie), jest też dużo elementów z ciemnego drewna. 

    Najbardziej do tej kolorystyki pasowałyby barwy jesienne, dodatkowo mamy ślub w październiku, więc wszystko gra. Ale motyw jesieni jest aż zbyt oczywisty dla nas i odpadł w pierwszej kolejności!

    Odpadły też wszelkie pastelowe kolory. Głównie dlatego, że nasz kolor przewodni ma być wpleciony w moją biżuterię czy makijaż, a ja w pastelach źle się czuję i wyglądam. 


    Wybieraliśmy pomiędzy:



    Szmaragd (plus zloto) - pokochałam to zestawienie od razu! Co prawda, kolor szmaragdowy jest bardzo ciemny i poważny, ale gdy zostanie rozświetlony złotym to nie będzie wyglądał już tak smutno. Pasuje do mojej karnacji i... to jest nasz wybór! (jest to kolor roku 2013, obecnie niemodny :P)
    Myślałam przez jakiś czas o połączeniu go jeszcze z granatem lub z fuksją, ale ostatecznie zrezygnowałam z tego pomysłu. 
















    Granat (plus złoto) - również świetne połączenie! Zrezygnowałam z niego tylko dlatego, że szmaragd jest wg mnie mniej popularnym kolorem na weselu, a granat (czy też kobalt, bo o nim również myślałam) widziałam już na weselach, na których byłam.




    Fiolet (lub raczej radiant orchid - kolor roku 2014) - fiolet zawsze spoko, lubię ten kolor. Ale jako przewodni kolor wesela jest (przynajmniej w moich okolicach) baaaardzo oklepany.


















    źródło zdjęć: pinterest.com

    Jak Wam się podoba nasz wybór? :)

    Co do dodatków w kolorze szmaragdowym, to główna zasada jest taka, żeby nie przesadzić z ilością tego koloru, ale też żeby nikt nie miał wątpliwości jaki kolor jest tym przewodnim. 

    Szmaragdowe będą: moja biżuteria, ozdoba na butach, wstążka w bukiecie, spinki do mankietów mojego narzeczonego (może też jego krawat), serwetki na stołach, ciemne liście i wstążki w kwiatowej dekoracji sali weselnej. 

    Kwiaty na sali będą białe, również dlatego, że tam i tak już jest zbyt kolorowo! Mój bukiet będzie albo biały albo wielokolorowy, przewiązany wstążką w kolorze szmaragdowym.

    Jestem bardzo zadowolona z wyboru tego koloru! Zajmuje drugie miejsce w rankingu rzeczy, które na moim ślubie i weselu będą podobać mi się najbardziej :D

    Cały mój ranking wygląda następująco:

    1. Wybór fotografa (z tej decyzji jestem najbardziej zadowolona, jest najwspanialszy na świecie, nikt go nie pobije :))
    2. Kolor szmaragdowy
    3. Zaproszenia (klasyczne i eleganckie)
    4. Moja suknia (piękna i skromna)
    c.d.n. :)