Temat dbania o siebie (i zaniedbania) ciągnie się za mną od dłuższego czasu. Kiedyś, gdy miałam mniej obowiązków, mieszkałam w akademiku wśród dbających o siebie koleżanek, przywiązywałam o wiele większą wagę do mojego wyglądu zewnętrznego i pielęgnacji. Jakiś czas temu jakoś się w tym wszystkim pogubiłam. Szkoła, praca, facet, komputer, sprzątanie... zapomniałam w tym wszystkim o dbaniu o siebie.
No i nie jest mi z tym dobrze. Staram się powrócić do moich dawnych nawyków, ale różnie mi to wychodzi na co dzień. Ostatnio zorganizowałam sobie Tydzień Piękności i to był strzał w dziesiątkę! A teraz znów powróciłam do codzienności i dbam o siebie w minimalnym zakresie. Miałam też swego czasu też plan pielęgnacji na każdy dzień tygodnia. Ogólnie uważam, że jest to dobre rozwiązanie, ale ja - jak to ja - wściekałam się na siebie ogromnie gdy zawalałam ten plan choć jednego dnia (cholerny perfekcjonizm!).
Ale teraz mam nowy pomysł :) Na co dzień będę zajmować się sobą bez żadnego planu, jak będę mieć czas i ochotę to np. nałożę maseczkę na twarz, a jak mi się nie będzie chciało, to dam sobie spokój bez wyrzutów sumienia. Za to raz w tygodniu będę urządzać sobie DOMOWE SPA.
Jedno takie SPA mam już za sobą :) Było naprawdę relaksujące, aż się nie spodziewałam! Cynamonowa świeczka w łazience, Adele w głośnikach, wanna pełna piany (z kilkoma kroplami olejki lawendowego), piwo imbirowe - relaks. A do tego ciężka orka :P - pilling, depilacja, pedicure, maska na włosy, maseczka na twarz, potem masaż i masło do ciała. I poszłam potem spać taka piękna :)
Etykiety
- Rozwój osobisty (48)
- Nasz ślub (12)
- Postanowienia Noworoczne (10)
- Organizacja czasu (9)
- Rozwój zawodowy (7)
- Walka z nadwagą (6)
- Organizacja przestrzeni (5)
- Czas dla siebie (4)
- Atrakcyjna dla R. (3)
- Minimalizm? (2)
- Nasza rodzina (2)
- Oszczędzanie (2)
wtorek, 7 maja 2013
sobota, 4 maja 2013
O przeprowadzce :)
Piszę już do Was z naszego nowego mieszkanka!!!!
Tzn. tak naprawdę nie naszego i nie całkiem nowego :)
W październiku 2011 zamieszkałam z moim chłopakiem i parą moich znajomych w pięknym, nowiutkim mieszkanku. Z chłopakiem mieszkało mi się wspaniale, ale już z tymi znajomymi było nieco inaczej. Nie chcę rozpisywać na ich temat, bo wyszłaby lista skarg i zażaleń, w każdym razie atmosfera była coraz bardziej napięta, rozmawialiśmy coraz mniej ze sobą. Ja to wszystko bardzo przeżywałam, bo przyjaźniłam się z dziewczyną z tej pary przez kilka lat studiów. A teraz wszystko się popsuło (nie tylko przez wspólne mieszkanie oczywiście). Koniec końców jedna nerwowa wymiana zdań ze współlokatorem spowodowała, że granica mojej cierpliwości została przekroczona i podjęliśmy z moim chłopakiem decyzję o przeprowadzce.
Wynajęliśmy 30 -metrową kawalerkę (w której kiedyś mieszkali inni nasi znajomi :)) Mieszkanie nie jest takie nowe jak poprzednie, ale jest przestronne, przytulne, a co najważniejsze - tylko dla naszej dwójki!
Jeśli chodzi o samą przeprowadzkę, to jest to proces bardzo chaotyczny, przynajmniej w naszym wykonaniu :P Ale w zasadzie poszło nam to sprawnie, nic i nikt nie ucierpiał, skończyliśmy dzisiaj sprzątanie i układanie i możemy się już tylko cieszyć :)
O zmianie mieszkania myślałam już od dłuższego czasu, w związku z tym bardzo pilnowałam tego, żebyśmy nie gromadzili zbędnych rzeczy. Żadnego chomikowania, jeśli z czegoś nie korzystamy, to ląduje to w koszu, ewentualnie jedzie do domu rodzinnego (np. zimowe buty i kurtki, część książek). Gromadziłam za to gazety dużego formatu, folię bąbelkową, duże reklamówki, a ostatnio również sztywne pudła.
Po tym jak postanowiliśmy zmienić mieszkanie w wolnych chwilach stopniowo przeglądałam wszystkie nasze rzeczy i wyrzucałam te niepotrzebne. Zajrzałam do każdej szafki, szuflady, pudełka. Przy okazji porządkowałam wszystko i układałam to, co trzymamy w pudełkach.
Kiedy w końcu dostaliśmy klucze do nowego mieszkania wyciągnęłam zgromadzone gazety i siatki, spakowałam naczynia, powynosiłam pudła, ubrania i książki włożyłam do walizek i gotowe!
Znacznie dłużej zeszło nam z rozpakowaniem i ulokowaniem rzeczy. Wcześniej musiałam jeszcze dokładnie wyszorować każdy zakamarek nowego mieszkania (tak mam, było niby czysto, ale musiałam sama dokładnie posprzątać żeby się tu zadomowić). Brakuje nam jeszcze sporo rzeczy w tym mieszkaniu. Nie mamy np pralki, firanek (bo tu są takie ogromne okna!), mamy tylko 3 widelce itd. Mamy za to dużo ubrań (mój facet ma ich więcej niż ja), mnóstwo książek (zajęły większość tutejszych półek) i kosmetyków...
Mam nadzieję, że będzie się nam tu dobrze mieszkać. Na pewno jest bardziej "u siebie", mogę słuchać głośno muzyki, nie czekam rano godzinę na wolną łazienkę, JEST LUZ!
Tzn. tak naprawdę nie naszego i nie całkiem nowego :)
W październiku 2011 zamieszkałam z moim chłopakiem i parą moich znajomych w pięknym, nowiutkim mieszkanku. Z chłopakiem mieszkało mi się wspaniale, ale już z tymi znajomymi było nieco inaczej. Nie chcę rozpisywać na ich temat, bo wyszłaby lista skarg i zażaleń, w każdym razie atmosfera była coraz bardziej napięta, rozmawialiśmy coraz mniej ze sobą. Ja to wszystko bardzo przeżywałam, bo przyjaźniłam się z dziewczyną z tej pary przez kilka lat studiów. A teraz wszystko się popsuło (nie tylko przez wspólne mieszkanie oczywiście). Koniec końców jedna nerwowa wymiana zdań ze współlokatorem spowodowała, że granica mojej cierpliwości została przekroczona i podjęliśmy z moim chłopakiem decyzję o przeprowadzce.
Wynajęliśmy 30 -metrową kawalerkę (w której kiedyś mieszkali inni nasi znajomi :)) Mieszkanie nie jest takie nowe jak poprzednie, ale jest przestronne, przytulne, a co najważniejsze - tylko dla naszej dwójki!
Jeśli chodzi o samą przeprowadzkę, to jest to proces bardzo chaotyczny, przynajmniej w naszym wykonaniu :P Ale w zasadzie poszło nam to sprawnie, nic i nikt nie ucierpiał, skończyliśmy dzisiaj sprzątanie i układanie i możemy się już tylko cieszyć :)
O zmianie mieszkania myślałam już od dłuższego czasu, w związku z tym bardzo pilnowałam tego, żebyśmy nie gromadzili zbędnych rzeczy. Żadnego chomikowania, jeśli z czegoś nie korzystamy, to ląduje to w koszu, ewentualnie jedzie do domu rodzinnego (np. zimowe buty i kurtki, część książek). Gromadziłam za to gazety dużego formatu, folię bąbelkową, duże reklamówki, a ostatnio również sztywne pudła.
Po tym jak postanowiliśmy zmienić mieszkanie w wolnych chwilach stopniowo przeglądałam wszystkie nasze rzeczy i wyrzucałam te niepotrzebne. Zajrzałam do każdej szafki, szuflady, pudełka. Przy okazji porządkowałam wszystko i układałam to, co trzymamy w pudełkach.
Kiedy w końcu dostaliśmy klucze do nowego mieszkania wyciągnęłam zgromadzone gazety i siatki, spakowałam naczynia, powynosiłam pudła, ubrania i książki włożyłam do walizek i gotowe!
Znacznie dłużej zeszło nam z rozpakowaniem i ulokowaniem rzeczy. Wcześniej musiałam jeszcze dokładnie wyszorować każdy zakamarek nowego mieszkania (tak mam, było niby czysto, ale musiałam sama dokładnie posprzątać żeby się tu zadomowić). Brakuje nam jeszcze sporo rzeczy w tym mieszkaniu. Nie mamy np pralki, firanek (bo tu są takie ogromne okna!), mamy tylko 3 widelce itd. Mamy za to dużo ubrań (mój facet ma ich więcej niż ja), mnóstwo książek (zajęły większość tutejszych półek) i kosmetyków...
Mam nadzieję, że będzie się nam tu dobrze mieszkać. Na pewno jest bardziej "u siebie", mogę słuchać głośno muzyki, nie czekam rano godzinę na wolną łazienkę, JEST LUZ!
Wyzwanie nr 2: Tydzień Naukowy!
Cały weekend majowy pochłonęła przeprowadzka. Kolejny weekend spędzę na rodzinnej imprezie (i w pociągu). Zaległości w nauce niestety nie ubywa i trzeba wreszcie przestać odkładać obowiązki związane ze studiami.
Ogłaszam zatem Tydzień Naukowy - od niedzieli do piątkowego wieczoru będę się codziennie zajmować licencjatem, językami, zaległościami z literatury.
Oczywiście nie czuję takiego entuzjazmu jak w przypadku Tygodnia Piękności :P Ale już nie mogę dłużej odkładać nauki i pisania licencjatu. Zaczynam jutro - mam prawie cały wolny dzień. Potem w tygodniu pracuję i mam już zajęcia na uczelni, ale chcę codziennie wygospodarować przynajmniej 2 godziny na naukę. Zamierzam codziennie zapisywać ile czasu poświęciłam na naukę i co w tym czasie udało mi się zrobić - podsumowanie w sobotę.
czwartek, 2 maja 2013
Krótka relacja z Tygodnia Piękności
Ale się dzieje! Tydzień Piękności został nieco ograniczony, bo nagle okazało się, że znalazł się ktoś na nasze miejsce w mieszkaniu, które opuszczamy, więc przeprowadzka musi się odbyć JUŻ (spodziewaliśmy się, że zostaniemy tu do końca maja). No i od dwóch dni jesteśmy w przeprowadzkowym szale. Pakujemy, sprzątamy, przewozimy, jednym słowem: ciężko pracujemy, aby jak najszybciej zadomowić się w nowym mieszkaniu :)) Jestem z tego powodu bardzo bardzo szczęśliwa!!!
Ale do rzeczy: Tydzień Piękności trwa od piątku, od wtorku realizowany jest w minimalnym zakresie, ale ogólnie jestem z niego bardzo zadowolona i chcę go za jakiś czas powtórzyć. Nie wyszło mi zupełnie testowanie nowych fryzur, co planowałam, ale poza tym było całkiem spoko:
- wypróbowałam nowy specyfik do pielęgnacji twarzy i moja skóra ma się o wiele lepiej
- mam gładką skórę dzięki szczotkowaniu ciała i pilingowi kawowemu
- pozbyłam się problemu suchych skórek przy paznokciach
- nakładam codziennie olejek arganowy pod oczy
- koleżanka pracująca w Inglocie zrobiła mi profesjonalny makijaż (w kolorze mojego ukochanego fioletu), który teraz staram się odtwarzać
- kupiłam idealną dla mnie pomadkę! (bo ja ogólnie nie lubię mieć nic na ustach, ale ta pomadka jest bardzo "lekka" i ma neutralny kolor)
- noszę kolczyki! (bardzo lubię kolczyki, a ostatnio przez ciągłe zabieganie zupełnie ich nie nosiłam)
- jak ładnie wyglądam to mam o niebo lepszy humor :)
Może nie jest tego zbyt dużo - miało być więcej domowych zabiegów SPA, ale i tak jestem zadowolona, bo udało mi się zorganizować czas na zadbanie o siebie, czuję się zadbana. Tydzień Piękności zostanie zakończony jutro gorącą kąpielą w wannie pełnej piany W NASZYM NOWYM MIESZKANIU ;]
Subskrybuj:
Posty (Atom)