czwartek, 21 marca 2013

Nie mam planów! Aż dziwnie... ;)

Dziwnie przychodzić tu bez kolejnych pomysłów na ulepszanie swojego życia czy zmuszanie się do roboty... (obowiązują tylko postanowienia noworoczne! ;))

Trochę chaosu się nazbierało teraz w moim życiu i muszę się teraz skupić na kilku sprawach tylko. Ogólnie, żadna nowość: mam za mało czasu. 

Mamy ciężki okres w pracy (bo przedświąteczny i to już od 2 tygodni), spędzam w pracy praktycznie każdą wolną godzinę, a w przyszłym tygodniu to chyba tam zamieszkam (będę miała ferie świąteczne na uczelni, więc całe dnie spędzę w pracy). No ale potrzebuję pieniędzy, więc nie ma co narzekać. Do tego muszę już oddawać co tydzień fragmenty licencjatu (póki co się wyrabiam) i zacząć coś robić z pracą na studiach podyplomowych (mam wybrać temat, napisać konspekt i zebrać materiały). Na uczelni mam też pierwsze kolokwia, eseje itp. Oprócz tego, odchudzam się (wreszcie!) i w związku z tym gotuję, ćwiczę itd. Doszły do tego sprzeczki z moim facetem (i mój tygodniowy foch - najdłuższy w mojej karierze). I naprawdę nie mam ochoty na żadne rozwojowe plany teraz... Mam nadzieję, że po Wielkanocy będę mogła trochę odetchnąć ;]

Na blogu poruszyłam ostatnio 2 kwestie: ograniczenie czas spędzanego przed kompem i palenie mojego chłopaka, wiem że powinnam to skomentować. 
A zatem: niestety nie jestem w stanie napisać ile czas każdego dnia spędzałam przed kopem, owszem, zapisywałam to przez kilka dni, ale na jakiś karteczkach i nie mam pojęcia gdzie mogą się teraz znajdować. Ale cel i tak został zrealizowany - zupełnie szczerze mogę przyznać, że o wiele mniej czasu tracę na siedzenie w necie. Bywają dni, że nie włączam nawet komputera. Jest nieźle. 
Co do palenia: jesteśmy w trakcie "mediacji" ;] Pierwsze rozmowy (bez moich wrzasków) za nami. Dziękuję za Wasze rady, bo dzięki nim ja z nim rozmawiam a nie krzyczę na niego. Nie wymagam, nie rozkazuję, mówię po prostu co mi się nie podoba i dlaczego. Widzę światełko w tunelu (ale to jeszcze nie koniec rozmów o tym), ale miał w tym też udział mój tygodniowy foch, myślę, że dało mu to do myślenia (bo ja często zapominam o jakiś tam sprzeczkach, ale tym razem jestem twarda ;)). Zobaczymy co dalej będzie. 

Czuję wiosnę i chciałabym jakiś zmian, takich radosnych i dających powera, ale na chwilę obecną jestem zbyt przytłoczona codziennymi obowiązkami żeby cokolwiek planować. Czy ktoś wie jak można sobie jeszcze bardziej wydłużyć dobę? Na czym mogłabym oszczędzić jeszcze trochę czasu - komputer ograniczam, telewizora nie mam, uczę się w tramwaju, coś jeszcze?

niedziela, 17 marca 2013

Co byście zrobili gdyby...?

Post ma niewiele wspólnego z rozwojem osobistym, ale jestem ciekawa Waszych opinii i nie mam pojęcia co robić... 

Otóż:
Co byście zrobili gdyby Wasz partner zaczął robić coś czego nie jesteście w stanie zaakceptować? 

W tym przypadku chodzi o palenie papierosów. Może błahe, ale jednak. Nie obchodzą mnie obcy palący ludzie, nie zamierzam ich pouczać ani nic. Ale nie jestem w stanie zaakceptować tego, że mój facet mógłby palić. On wie o tym w zasadzie odkąd się poznaliśmy. 

Na początku naszego związku widziałam jak palił papierosa maksymalnie raz na miesiąc lub rzadziej. Generalnie nie palił, nie miał własnych papierosów, zdarzało mu się zapalić na imprezie 1 papierosa dla towarzystwa, ale rzadko. Spoko, nic nie mówiłam. Potem kiedy pojechaliśmy na wakacje ze znajomymi on kupił własne fajki, stwierdził, że na wakacjach jest wyluzowany i będzie palił. Jak wróciliśmy, przestał. 

Teraz mija półtora roku od tych wakacji, on ma nową pracę i coraz częściej czuję od niego zapach papierosów. Mówi, że od czasu do czasu zapali z kimś z pracy. Ostatnio zapytałam czy kupuje swoje papierosy już, powiedział, że mu się zdarza, bo też wypada żeby on kogoś poczęstował. 

No i masz babo placek. Ewidentnie wciąga się w palenie. Powoli, ale jednak. Może dla Was to głupie i uznacie, że przesadzam, ale doprowadza mnie to do wściekłości. Nie jestem i nigdy nie będę w stanie zaakceptować tego, że on pali. Nie chcę mieć faceta palacza. 

Po tych pamiętnych wakacjach powiedziałam mu, że z nim zerwę jeśli wciągnie się w palenie. I teraz też to powtórzyłam. Nie wiem, czy on uważa, że nie jestem w stanie go zostawić z tak błahego powodu? Czy może mu na mnie zwyczajnie nie zależy i ma gdzieś moje słowa? 

Generalnie między nami jest naprawdę dobrze. Kocham go nad życie (widzę, że on też mnie kocha) i związku z tym nie wiem co mam o tym myśleć i co robić ;(

Nie chcę się rozstawać, chcę mu jakoś wybić z głowy tą mega głupotę. Po co na własne życzenie wpadać w nałóg?! On nie ma 14 lat...  Zupełnie nie rozumiem dlaczego zachowuje się jak dziecko...


Co o tym sądzicie? Nie mam racji wymagając od niego niepalenia? Co mogę zrobić żeby on przestał palić? 

niedziela, 10 marca 2013

Krótkie podsumowanie tygodnia :)

Nie odkładam obowiązków na potem - to najważniejsze i tym chcę się pochwalić :) Uczę się dość sporo, dużo pracuję (chyba nawet za dużo) i czas mija mi zdecydowanie za szybko... 

Udało mi się w tym tygodniu zadbać nieco bardziej o siebie - to jest jednym z moich marcowych celów - ale nadal nie jest tak, jak bym chciała. Brakuje mi czasu :/

Dzisiaj za to byłam na zakupach. Kupiłam ubrania!!! I to sporo (kocham outlety :)) Nie pamiętam kiedy ostatnio kupiłam kilka ciuchów na raz, powaga! Po pierwsze, nie miałam pieniędzy, a po drugie, uważałam, że nie powinnam nic kupować dopóki nie schudnę, bo i tak potem nie będę tego nosić. Postanowiłam jednak to zmienić. Bo niby dlaczego mam teraz wyglądać niechlujnie? Bo jestem gruba? Nieatrakcyjny wizerunek mnie tylko dobija, a w szafie miałam już same zniszczone ubrania. Kupiłam dzisiaj kilka bluzek i sweterków i od razu mi lepiej :)

W nadchodzącym tygodniu zamierzam jeszcze lepiej zadbać o siebie, rozpisałam sobie plan wszystkich zabiegów pielęgnacyjnych na ten tydzień. Żeby mi się to udało, muszę podjąć się kolejnego wyzywania:

ograniczam czas spędzany przed komputerem do minimum

będę spisywać codziennie ile czasu spędzam w sieci, dam znać za tydzień jak mi poszło ze wszystkim :)

wtorek, 5 marca 2013

Marzec będzie miesiącem przełomowym!

Kocham wiosnę! To zdecydowanie moja ulubiona pora roku i budząc się rano oślepiona promieniami słońca zdobywam mnóstwo energii do działania. Ulegam wiosną manii porządkowania, odświeżania, odradzania się itp. Chce mi się działać, tak po prostu :)

W związku z tym w marcu, oprócz moich "standardowych" zadań, zamierzam zająć się sobą. Będę egoistką, będę nad sobą pracować i siebie rozpieszczać ;] 

Przyziemne zadania na marzec są takie:
1) schudnąć (ale o tym na moim drugim raczkującym blogu)
2) oddać 16 stron licencjatu 
3) 3 razy w tygodniu uczyć się angielskiego
4) opuszczać jak najmniej zajęć na uczelni
5) dostać premię w pracy (to naprawdę jest do zrobienia, ja umiem pracować na tyle dobrze żeby otrzymać premię, tylko np. w lutym odpuściłam sobie nieco, zwyczajnie się nie starałam)
6) zużyć zalegające sterty kosmetyków - czyli "projekt denko"

Oprócz tego, w marcu ZAJMUJĘ SIĘ SOBĄ. Głównie chodzi mi o dbanie o wygląd i relaksowanie się (ale tu muszę się pilnować, bo to nie ma być lenistwo!). Zagubiłam się ostatnio w moim związku. Złapałam się na tym, że jestem w stanie rzucić wszystko żeby spędzić wieczór z moim chłopakiem, ugotować mu coś pysznego itp. I oczekuję, że on to zauważy i oczywiście doceni. A gdy docenia nie wystarczająco mocno, to jestem zła i rozgoryczona. Co ja robię?! Nie wiem skąd to się wzięło. On nie ma wobec mnie takich wymagań, nie muszę być na każde jego zawołanie, a jestem. Jak się poznaliśmy, to miałam swoje życie, pasje, nie zawsze miałam dla niego czas i jemu to nie przeszkadzało. A teraz skupiam się głównie na naszym związku zapominając o sobie. Naprawdę muszę się ogarnąć i zająć tylko sobą. I to jest ogromne wyzwanie na ten miesiąc. Co jakiś czas będę umieszczać krótkie relacje z tego wyzwania. Na pierwszy ogień poszły samotne spacery, kawa z koleżanką, zarezerwowanie biletów do filharmonii (od dawna się wybieram!) i co? i świat się nie zawalił, związek kwitnie i jest fajnie. 
Nie pytajcie dlaczego tak się zagubiłam i stałam się taką sierotką, która bez swojego chłopaka nie umie prawie że oddychać. Jak taka nie jestem. Nie wiem co mi się porobiło, ale nawracam się :) 



poniedziałek, 4 marca 2013

Podsumowanie lutego

Wiem, że jestem trochę spóźniona z tym podsumowaniem, ale spędziłam miły bezinternetowy weekend na wsi, więc musicie wybaczyć :)
Tak jak ostatnio - nie wypisuję wszystkiego co robiłam w lutym, ale sprawdzam jak idzie realizacja moich postanowień noworocznych....

Postanowienia na rok 2013 były następujące:

znaleźć dobrze płatną pracę w zawodzie:

1) napisać i w czerwcu obronić licencjat - oddałam 4 strony tekstu i bibliografię, wszystko spoko
2) napisać i obronić pracę na studiach podyplomowych - do 10 marca mam wybrać temat
3) podszkolić (zapomniany) angielski do poziomu mocnego B2 - kupiłam kurs online, zaczęłam go robić, nie podoba mi się zbytnio, ale skoro już zapłaciłam to robię
4) zrobić przynajmniej 5 kursów online - ani razu nie zajrzałam do rozpoczętych w styczniu kursów :/
5) przeczytać co najmniej 2 książki "branżowe" -nic nie zrobiłam

schudnąć 12 kg:

1) ćwiczyć 3 razy w tygodniu - przez cały miesiąc poćwiczyłam tylko 4 razy
2) jeść słodycze 2 razy w miesiącu - zaliczone
3) masować mój cellulit i rozstępy 3 razy w tygodniu - porażka
4) nie pić piwa i słodkich napojów - porażka

nadal mieć cudowny związek:

1) regularnie realizować moje pomysły na odświeżanie naszej relacji - działam :)
2) dbać o siebie i podobać się sobie (muszę się czuć atrakcyjna, żeby być atrakcyjną w jego oczach) - no tu raczej średnio z powodu braku czasu (i lenistwa)
finanse:

1) oddać dług mamie - oddałam!!! uff... 
2) przestać cokolwiek kupować pod wpływem impulsu - jest całkiem dobrze, zdarzyło mi się iść na kawę na mieście kilka razy, ale nie kupuję niepotrzebnych kosmetyków, ubrań, żadnych pierdół do domu

nawiązać lepsze relacje z ludźmi z pracy - staram się być bardziej towarzyska i nawet widać efekty


cały czas wzmacniać swoją motywację do działania i walczyć z odkładaniem obowiązków na ostatnią chwilę - uczę się często na ostatnią chwilę, ale i tak jest lepiej niż było


przestać przejmować się naszymi współlokatorami - było kilka nerwowych sytuacji, ogólnie chętnie byśmy się wyprowadzili, ale nie stać na teraz na wynajęcie kawalerki


raz w miesiącu uczestniczyć w jakimś wydarzeniu kulturalnym - nic :/



Jak widać nie wszystko udaje mi się ogarniać, ale ogólnie jestem zadowolona z siebie. Luty był o wiele bardziej aktywny niż styczeń, byłam lepiej zorganizowana, mniej czasu spędzałam przed komputerem, dużo pracowałam, jednym słowem: było naprawdę spoko :)) Niestety (w zasadzie jak zwykle) olałam odchudzanie. Jestem nienormalna, wiem, zawsze powtarzam, że to jeden z moich priorytetów i zawsze kończy się tak, że nic w tym kierunku nie robię... heh...


Oczywiście liczę na to, że w marcu będę jeszcze bardziej produktywna. Nie mam na marzec żadnych rewolucyjnych postanowień, ale zamierzam ostro pracować nad moją systematycznością nawet na drobnych obowiązkach. Szczegóły podam później!